Nie ma nic dziwnego w tym, że nieprzyjazne sobie państwa dokonują analiz swoich sił zbrojnych. Robią to nawet kraje, które łączą sojusze czy pakty. Nikogo nie niepokoi więc to, że opisane przez płk Korowaja publikacje pojawiają się w rosyjskich źródłach. Korowaj wziął na warsztat materiał rosyjskiego analityka Siergieja Nachimowa.
Trzeba przyznać, że rosyjski analityk punktuje celnie. Wskazuje m.in. na konkretną liczbę żołnierzy "w linii", wskazując niedostatki naszej armii. Opisuje m.in. słabość naszych sił powietrznych, jako przykład podaje niewielką liczbę samolotów i śmigłowców bojowych czy słabą kondycję obrony przeciwlotniczej.
Na koniec zaś wysnuwa wniosek, że Wojsko Polskie nie jest gotowe na poważny konflikt zbrojny. Czy tak jest w istocie i czy powinniśmy mieć obawy wobec takich analiz? I tak, i nie. Z jednej strony kondycja Sił Zbrojnych RP jest daleka od doskonałej, z drugiej tego rodzaju analizy można dokonać w oparciu o powszechnie dostępne informacje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"U nas jest nadmiarowość informacji"
Czy zatem Wojsko Polskie jest "przezroczyste" dla potencjalnych wrogów? Czy przedstawione refleksje rosyjskiego analityka powinny budzić niepokój? Płk Maciej Smejlik, były oficer Służb Kontrwywiadu Wojskowego, mówi o2.pl, że dobry analityk, obserwujący to, co dzieje się w przestrzeni medialnej, dojdzie do tych samych wniosków, które będą miały odzwierciedlenie w dokumentach niejawnych.
U nas jest niestety nadmiarowość przykazywanych informacji, chcemy się pochwalić, pokazać. A Rosjanie mają dobrych analityków. Przyglądają się temu, co dzieje się w mediach, czytają polskie analizy, słuchają polityków. Przypomnijmy sobie odtajnienie planów obrony RP przez ministra Błaszczaka. Dokonując analizy wstecznej, można wywnioskować, jakie są – lub były – obowiązujące plany obrony – mówi oficer.
Warto przypomnieć, że polscy politycy bywają niepotrzebnie gadatliwi. Kilka lat temu były minister obrony Antoni Maciewicz powiedział na mównicy sejmowej o polskich zapasach kierowanych pocisków rakietowych.
Nawet resort obrony przyznał w odpowiedzi na interpelację poselską Krzysztofa Brejzy, że były to informacje niejawne. Wobec Macierewicza powinno zostać wszczęte postępowanie kontrolne ABW za ujawnienie tego publicznie. I co? I nic.
Płk Smejlik dodaje, że specjalista z wieloletnim doświadczeniem zrobi dobry użytek z kolejnych odtajnianych dokumentów. Nie mając nawet dostępu do informacji niejawnej, nie prowadząc źródeł osobowych, nie wykonując "szpiegowskiej roboty". Innymi słowy - sami podajemy wszystko na tacy.
Polski oficer przypomina jednocześnie, że przecież informacje zbierają, selekcjonują i przesyłają dalej także ambasady.
W służbach specjalnych zawsze istniały piony analityczne. I będą działały dalej, z uwagi na ekonomikę wywiadu. Jeśli można osiągnąć coś bez konieczności uciekania się do zaawansowanych metod, takich jak praca na źródłach osobowych, to dlaczego tego nie robić? - podsumowuje Smejlik.
Jak jest? Tak sobie
O ocenę poszczególnych punktów analizy poprosiliśmy Tomasza Leśnika. Niezależny publicysta zajmujący się tematyką bezpieczeństwa wskazuje konkrety, w których rosyjski analityk po prostu ma rację. Np. w zakresie słabości naszych sił powietrznych.
Zakupy szwedzkich samolotów rozpoznawczych niewiele w tej kwestii zmieniają. Zakup wreszcie tankowców powietrznych/samolotów transportowych (MRTT), walki radioelektronicznej, kolejnych maszyn rozpoznawczych byłyby czymś, co możemy nazwać mnożnikiem, który dałby skromnej liczbie naszych samolotów wielozadaniowych F-16 możliwość efektywniejszego działania - mówi publicysta.
Podobnie ocenia stan naszej obrony powietrznej. Choć w tym przypadku jest ostrożnym optymistą, mówiąc, że akurat program odrodzenia naszej obrony przeciwlotniczej (powietrznej) to wzorcowy przykład systemowego i przemyślanego podejścia i tu ze spokojem patrzy w przyszłość.
Jest bardzo realne, iż nasz naziemny komponent obrony powietrznej kraju będzie silny i nowoczesny oraz że będzie stanowił ciężki orzech do zgryzienia dla Sił Powietrzno-Kosmicznych Rosji - mówi Leśnik.
Gorzej ocenia stan wojsk lądowych. Biorąc pod uwagę kadrowe tsunami, które objęło 11. i 12. dywizję, a co za tym idzie, jak obniżył się stopień ukompletowania osobowego w tych dywizjach, wnioski Nachimowa ocenia jako "niestety poprawne". Nawet zakładając, że - podobnie jak w przypadku sił powietrznych - Rosjanin ignoruje kwestie wsparcia sojuszniczego.
Co prowadzi do wniosku, że Rosjanie faktycznie widzą i wiedzą, co dzieje się w Wojsku Polskim. Należy mieć jednak na uwadze, iż najważniejsze informacje o stanie armii, np. ukompletowanie jednostek czy ich gotowość bojowa, są niejawne. I tak powinno pozostać.
Jeśli Rosja, Białoruś czy jakikolwiek inny kraj zechce wejść w posiadanie takich danych, będzie musiał opierać się na ustaleniach własnych służb wywiadowczych. Po takie informacje Rosjanie będą musieli sięgnąć głębiej, niż do analiz mediów czy think-tanków.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.