#HIT2023. Przypominamy najlepsze materiały minionego roku.
Na co dzień Michał Głuszek pracuje w Dolnośląskim Szpitalu Specjalistycznym im. Tadeusza Marciniaka na Oddziale Ortopedii we Wrocławiu. Po pracy skupia się na prowadzeniu mediów społecznościowych. Jest autorem kanału "Medycyna na łatwo" na YouTube, nagrywa też na TikToka oraz prowadzi profil na Facebooku.
Każdy ma jakieś hobby. Na stażu podyplomowym wpadłem na pomysł, by nagrywać filmy o studiach medycznych dla osób, które myślą o medycynie - zdradza w rozmowie z o2.pl.
Z czasem Michał Głuszek postanowił skupić się na nagraniach o szerszej tematyce z zakresu ochrony zdrowia. Dziś mówi o pracy w szpitalu, absurdach systemu czy trudnych pacjentach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polski lekarz szczerze o szpitalach. "Nie są dla ludzi"
Specjalista zdradził nam, że praca lekarza to nie tylko kontakt z pacjentami. - W dzisiejszych czasach większość pracy lekarza polega na stukaniu w klawiaturę. (...) Zwykle jest to najbardziej frustrująca część pracy, powtarzalna - mówi Michał Głuszek zwracając uwagę na biurokrację.
Niestety, w Polsce szpitale są niedofinansowane, informatyków jest mało, a komputera roboczego z dyskiem SSD ze świecą szukać - mówi.
Czytaj także: Chciała dokonać apostazji. Tym straszył ją ksiądz
Wypełnianie dokumentów stało się nieodłączną częścią pracy lekarza. Jak mówi Michał Głuszek, "niezależnie od wszystkiego muszą jednak zostać uzupełnione". - Biurokratyzacja kradnie lekarzom dużo czasu, przez co zostaje mniej czasu dla pacjenta - wyjaśnia nam.
Innymi słowy, szpitale nie są dla ludzi, tylko po to, by robić opłacalne procedury, inaczej szpital upadnie z powodu braku pieniędzy. Oczywiście nadrzędnym celem jest pomoc pacjentowi, natomiast (...) czasami jest tak, że jeśli chcesz pacjenta leczyć dobrze, to oddział nie może na tym zarobić - mówi.
Na pytanie o długi czas oczekiwania na zabiegi lub wizyty Michał Głuszek wspomina o brakach w kadrach. - Czas oczekiwania jest długi, bo mało jest wyspecjalizowanego personelu, a pacjentów dużo. Zobaczymy, czy zwiększenie liczby lekarzy przez otwieranie kolejnych uczelni medycznych rozwiąże problem - mówi w rozmowie z o2.pl.
Polski lekarz o pracy w niemieckim szpitalu
Michał Głuszek doświadczenie zdobywał w niemieckim szpitalu tuż przy granicy z Polską. - Pracowałem w zakładzie radiologii, a następnie na Oddziale Ortopedycznym - wspomina.
Na początku musiałem zdobyć niemieckie prawo do wykonywania zawodu. Zdałem certyfikat z języka niemieckiego na poziomie C1, musiałem zebrać sporo dokumentów, których wymagają niemieckie urzędy wojewódzkie, by w ogóle zacząć proces przyznawania PWZ - opowiada.
Praca w niemieckim szpitalu wygląda inaczej niż w Polsce. Michał Głuszek zdradził, że panuje tam duży porządek, a wszystko "funkcjonowało jak w zegarku" i "każdy wiedział, co i kiedy ma robić".
Takiego porządku pracy, jaki widziałem w Niemczech, nie widziałem nigdzie. Czułem się jak w fabryce - mówi.
Polacy, których spotkał za zachodnią granicą mają podobne spostrzeżenia. - Ludzie do pracy przychodzą, żeby pracować, duża część nawet nie brała do pracy swojego prywatnego telefonu - opisuje specjalista w rozmowie z o2.pl.
Po kilku miesiącach nawet nie wiedziałem zbyt dużo o moich najbliższych współpracownikach, bo w pracy nie mówiono o rzeczach niesłużbowych. Kultura pracy jest niesamowita - nie dziwię się, że Niemcy mają dobrobyt - podkreśla.
Kolejną z różnic między polską a niemiecką ochroną zdrowia są regulacje dla lekarzy. - W Niemczech można pracować albo w czymś odpowiadającym prywacie, czyli Niedergelassen, albo w szpitalu - nie można łączyć jednego z drugim - opowiada lekarz.
Niedergelassen to poradnia specjalistyczna, w której pacjent zwykle nie płaci. Robi to jego ubezpieczyciel. - W Niemczech oprócz publicznego ubezpieczyciela, czyli naszego odpowiednika NFZ, są prywatni ubezpieczyciele - pacjent sam wybiera, u którego się ubezpiecza - mówi o2.pl Michał Głuszek.
Wprowadzenie prywatnych ubezpieczycieli byłoby w Polsce rewolucją.
Jak zauważa lek. Głuszek, pandemia zrewolucjonizowała nie tylko polską, ale też niemiecką służbę zdrowia. Co ciekawe, wcześniej na Zachodzie w wielu miejscach nie można było płacić kartą, a urzędy używają faksu. Niczego nie załatwiało się mailowo, tylko za pośrednictwem zwykłej poczty. Kilkanaście listów tygodniowo to standard.
- Dopiero pandemia była inicjacją dla cyfryzacji. (...) Niemcy są pierwszym krajem na świecie, gdzie od 2022 roku funkcjonują aplikacje na receptę - lekarz wypisuje receptę, a pacjent pobiera prozdrowotną aplikację, za którą bez recepty musiałby zapłacić 500 euro - mówi lekarz.
Jak podkreśla Michał Głuszek, polska służba zdrowia mogłaby wiele nauczyć się od niemieckich sąsiadów. Niestety, "mamy różne systemy, różny budżet".
Na pewno pojedyncze szpitale mogą szukać rozwiązań, ale większość zmian musiałaby zostać wprowadzona systemowo - kwituje.