Przepychanka ks. Godawy z mediami trwa w najlepsze. "Gazeta Wyborcza" w maju wydała serię trzech artykułów obnażających działanie sierocińca duchownego w Kamerunie. Zarzucono mu stosowanie kar wobec dzieci, karmienie ich raz na dobę (gdy sam je częściej i lepiej), dawanie resztek ze stołu, jedzenie na ziemi i ogólny niedostatek, gdy sam duchowny sobie zdaniem "Wyborczej" ma nie odmawiać.
W rozmowie z Moniką Białkowską poruszył temat jedzenia na ziemi. Zdaniem ks. Godawy tak wygląda afrykańska kultura, nawiązał również do tego, że podobnie jada się w Azji. "GW" wytknęła duchownemu, że Afryka jest dużym kontynentem z wieloma tradycjami zależnymi od kraju. W większości je się jednak przy stole. Duchowny odpowiedział też na zarzuty w sprawie sprzedawania darów przeznaczonych dla sierocińca.
Kiedy przyszło dla nas, dla sierocińca, pół kontenera żeli pod prysznic, którym termin ważności kończył się za dwa miesiące, to tak – za zgodą albo wręcz zgodnie z wolą darczyńcy najpierw rozdałem to innym misjonarzom (dużo tych żeli wzięli pallotyni do swojego seminarium) – a to, co zostało, sprzedaliśmy. Pieniądze oczywiście są przeznaczone na utrzymanie dzieci i domu - odpowiedział ks. Godawa.
Poszło również o standardy życia dzieci i ich opiekunów. Gdy dzieci jedzą raz dziennie, posiłki dla duchownego mają być częstsze. Duchowny tłumaczy to "afrykańską kulturą". Dlaczego jego dom jest aż tak okazały, gdy dzieci żyją w dużo gorszych warunkach? Ks. Godawa twierdzi, że jest to winą architektki.
Nowy dom owszem, wygląda specyficznie i prawdę mówiąc, mnie nie zachwyca. Ale projektowała nam go dziewczyna, Kamerunka, która skończyła architekturę w Atenach. Stąd te kolumny i tarasy, które sprawiają wrażenie, że dom jest większy niż w rzeczywistości - tłumaczy ks. Godawa.