24 stycznia 2015 roku w godzinach porannych z wyrzutni pocisków rakietowych BM-21 Grad ostrzelana została dzielnica mieszkaniowa na wschodnim przedmieściu Mariupola. Według ocen ukraińskich w stronę miasta odpalono wówczas łącznie 120 rakiet. Zginęło 29 cywilów, a 92 zostało rannych.
"To czeka na każdego zdrajcę"
Ukraińskie służby ustaliły, że z Rosjanami współpracował wówczas Walerij Kirsanow. Zdrajca został namierzony i zatrzymany. Potwierdził, że ostrzeliwania miasta dokonała rosyjska bateria artylerii. Groziło mu do 9 lat więzienia, ale dzięki ustawie o amnestii w 2019 roku został zwolniony z aresztu.
W niedzielę rano władze Mariupola poinformowały, że Kirsanow zginął w wyniku rosyjskiego ostrzału rakietowego.
Zginął przez armię rosyjską, przez rosyjskie pociski. To czeka na każdego zdrajcę — napisał na Telegramie zastępca mera Mariupola Petro Andriuszczenko.
Strzelali "ze wszystkiego, co mają"
Ołeksij Arestowycz, doradca prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, powiedział w sobotę, że siły rosyjskie strzelały w zakłady metalurgiczne Azowstal w Mariupolu "ze wszystkiego, co mają". Dodał jednak, że Ukraińcy nadal stawiają opór.
W czwartek prezydent Rosji Władimir Putin ogłosił, że rosyjskie wojska w praktyce zdobyły Mariupol i polecił odizolować ukraińskie siły przebywające na terenach Azowstalu, zamiast prowadzić szturm na hutę.
Ukraińcy stawiają opór
Amerykański resort obrony ocenił jednak, że Ukraińcy nadal stawiają aktywny opór w Mariupolu, walki wciąż trwają i nie jest jasne, dlaczego Putin ogłosił tam zwycięstwo. Brytyjski wywiad uznał w piątek, że Rosjanie zablokowali Azowstal, by zdusić opór Ukraińców, unikając pełnej ofensywy swych sił lądowych, która przyniosłaby im duże straty w ludziach.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.