Do ataku doszło w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia w okupowanej Makiejewce (obwód doniecki). Ukraińscy żołnierze zaatakowali budynek szkoły zawodowej, przejęty przez wojska okupacyjne, które bezprawnie wkroczyły na teren Ukrainy 24 lutego zeszłego roku. W szkole stacjonowali zmobilizowani wojskowi armii Władimira Putina. Na nagraniach i zdjęciach w mediach społecznościowych widać, że budynek został całkowicie zniszczony.
400 żołnierzy nie żyje
Centrum Komunikacji Strategicznej Sił Zbrojnych Ukrainy podkreśla, że rosyjskie dowództwo wykazało się dużą nieostrożnością, rozmieszczając wielu żołnierzy w jednym miejscu i narażając ich w ten sposób na atak. Wstępnie mówi się o 400 zmarłych i 300 rannych żołnierzach.
Rezerwistów zwieziono do okupowanej Makiejewki i stłoczono tam w budynku szkoły zawodowej - czytamy w komunikacie Centrum na Telegramie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Wysoka aktywność telefonów"
Atak na bazę potwierdziła nawet rosyjska propaganda. Początkowo twierdziła jednak, że w wyniku działań Ukraińców "ucierpiało 15 osób". Propagandowa agencja TASS, powołując się na władze tzw. Donieckiej Republiki Ludowej, poinformowała, że przyczyną była "wysoka aktywność telefonów komórkowych personelu wojskowego w Makiejewce", co spowodowało nalot Sił Zbrojnych Ukrainy na budynek szkoły zawodowej.
Wstępnie powodem uderzenia HIMARS-ów było aktywne korzystanie z telefonów komórkowych przez przybyły personel wojskowy. Ukraińcy, korzystając z kompleksu rozpoznawczego ECHELON, ujawnił aktywność łączności komórkowej i lokalizację abonentów – podało źródło.
Kilka godzin później rosyjskie ministerstwo obrony opublikowało komunikat o stratach poniesionych w wyniku ukraińskiego ataku. - Siły Zbrojne Ukrainy zaatakowały miejsce tymczasowego rozmieszczenia wojsk rosyjskich w Makiejewce, zabijając 63 osoby - poinformowano.
"Duży błąd"
Śmierć wojskowych potwierdziły również rosyjskie propagandowe kanały w mediach społecznościowych. Komentatorzy bliscy Kremlowi podkreślili, że zgromadzenie tak wielu żołnierzy w jednym budynku było "dużym błędem".
Traktowanie przeciwnika jak durnia, który niczego nie dostrzega, to po 10 miesiącach wojny karygodne przestępstwo. Rozmieszczanie żołnierzy gdzie popadnie, w zwykłych budynkach, a nie w schronach, to bezpośrednia pomoc przeciwnikowi - napisał w niedzielę wieczorem na Telegramie rosyjski dziennikarz i radny Moskwy Andriej Miedwiediew.