Mobilizacja dotyczy m.in. mężczyzn z regionów Jamalsko-Nienieckiego i Komi, którzy są przyzwyczajeni do ciężkich warunków. Jednym z nich, wziętych do niewoli, jest 19-letni Dmitrj Japtik, przedstawiciel ludu Nieńców.
Nieńcy wymierają - mówi, podkreślając, że wszyscy jego towarzysze zginęli. - W narodzie Itelmenów populacja liczy zaledwie ok. 2220 osób. Śmierć nawet kilku osób w tej wojnie jest dla nas ogromną stratą, szczególnie na północy. Każda rdzenna rodzina została dotknięta wojną - mówił.
On sam ma pochodzić z wioski Seyakha, czyli miejscowości wysuniętej najdalej na północ. Był operatorem moździerza. Wysłano go do zajęcia Szczerbinki w obwodzie donieckim, ale skrył się w piwnicy, po tym jak jego pojazd został zniszczony. Tam został schwytany.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Międzynarodowy Komitet Rdzennej Ludności Rosji twierdzi, że wytrzymałość tych populacji jest na tyle zadawalająca, że dowódcy wysyłają mężczyzn tam, gdzie jest największy wskaźnik strat.
Większość Nieńców z Jamału idzie na wojnę na mocy dobrowolnych kontraktów i z więzień - mówi portalowi "Metro" Dmitrij Bierieżkow, redaktor naczelny "Rdzennej Rosji". Właśnie tak z więzienia miał wyjść Andriej Łaptander reprezentujący populację Nieńców i zginąć pod Bachmutem. Yana Tannagasheva, przedstawicielka ludu Shor, określiła Rosję mianem "agresywnego kolonizatora", który wykorzystuje grupy etniczne do realizacji swoich celów wojennych - dodaje "Metro".
Ofiar wśród populacji Nieńców jest znacznie więcej niż wśród innych lokalnych społeczności w Rosji. - Poziom wykształcenia tej ludności i dostępu do źródeł informacji spoza państwowej machiny propagandowej jest niski. Idą walczyć za ojczyznę. Nie rozumieją, że to nie jest słuszna wojna. Są zmuszani np. poprzez ogromne grzywny za nielegalne połowy. Muszą walczyć, by je opłacić. Są traktowani jako mięso armatnie - dodaje Bierieżkow.
Ludności oferuje się od 150 tys. do 300 tys. rubli (ok. 15 tys. zł) miesięcznie, również za ewentualną śmierć.
Podobnie na pewną śmierć wysyłany jest lud Jupików. - W Rosji są trzy wioski Eskimosów, w których mieszka około 1500 osób. W pierwszej fali wcielono około 100 tubylców. Grozi im zagłada, nikt nie wraca żywy - mówi przedstawicielka ludu w rozmowie z "Metrem".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.