Koreańczycy z północy muszą walczyć ze skutkami powodzi, która dotknęła ich kraj. Reżimowe media podają, że woda zniszczyła ponad 4000 domów. Wiele osób zginęło. Na miejsce jednej z katastrof przyjechał Kim Dzong Un.
Kim Dzong Un zwołał specjalne zebranie północnokoreańskiego Biura Politycznego, zlecając inspekcje uszkodzonych instalacji strategicznych, domów, torów kolejowych i dróg. Szczególnie dotknięte powodzią zostało miasto Sinŭiju, w północno-zachodniej części kraju.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według mediów w Korei Południowej, dyktator "zaproponował surowe ukaranie tych, którzy poważnie zaniedbali swoje obowiązki powierzone im przez Partię i państwo, powodując w ten sposób utratę życia i niezadowolenie koreańskiego społeczeństwa". Międzynarodowe agencje donoszą, że mieszkańcy Korei Północnej uważają, że to urzędnicy doprowadzili do tak dużej skali zniszczeń.
Czytaj także: "Znajdują się m.in. w Polsce". Rosja ma wielki problem
Wielka mobilizacja w Korei Północnej
Koreański dyktator postanowił zmobilizować wojsko i młodzież do walki z żywiołem. Wszystkie prowincje mają wydelegować młodych członków partii i wojskowych do wyjazdów w rejon dotknięty powodzią.
Północnokoreańska gazeta "Rodong Sinmun" podaje, że od 27 lipca zalanych zostało ponad 3000 hektarów. Uszkodzone są również północnokoreańskie mosty.
Czytaj także: "Znajdują się m.in. w Polsce". Rosja ma wielki problem
Powódź może mieć również katastrofalne znaczenie pod kątem gospodarczym dla Koreańczyków z północy. Eksperci z Korei Południowej twierdzą, że reżim odczuje spadek wolumenu handlu z Chinami.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.