Sprawę mola w pobliżu willi Carpe Diem w miejscowości Drage (gmina Pakoštane) opisał portal morski.hr. Według chorwackich dziennikarzy polscy właściciele willi określali pomost mianem "prywatnej plaży". Zarzucano im samowolę budowlaną.
Po nagłośnieniu sprawy władze gminy zdecydowały się zburzyć molo. Portal morski.hr pokazuje zdjęcia, na których widać ciężki sprzęt usuwający pozostałości po pomoście. Chorwaccy dziennikarze chwalą szybką reakcję władz, które "zburzyły nielegalnie zbudowane molo, reklamowane nawet jako prywatna plaża".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polacy zabierają głos: nie jesteśmy jedyni!
Polscy właściciele willi Carpe Diem twierdzą, że chorwackie media mijają się z prawdą, a władze zadziałały pochopnie. Wskazują, że - wbrew twierdzeniom mediów z Chorwacji - to nie oni zbudowali kontrowersyjne molo. Czują się więc niesłusznie ukarani.
Pomost został zbudowany przez poprzedniego właściciela domu, obywatela Chorwacji. My natomiast zakupiliśmy nieruchomość z już istniejącym pomostem, nie wznosząc żadnych nowych konstrukcji - mówią nam właściciele marki Island of Heron, która zarządza willą Carpe Diem.
Polscy przedsiębiorcy dodają też, że dookoła jest mnóstwo innych pomostów, których właścicielami są Chorwaci.
W miejscowości Drage znajduje się około 30 podobnych pomostów należących do miejscowych Chorwatów, o których jednak nie wspomina się w żadnych raportach czy skargach - tłumaczą Polacy w rozmowie z o2.pl.
Właściciele willi przyznają, że chorwackie władze miały prawo do takiej reakcji. Wszystko, co znajduje się na morzu oraz pasie przybrzeżnym o szerokości 2-3 metrów, jest własnością państwa.
Nie zgadzają się natomiast ze sposobem rozwiązania sprawy. Uważają, że zostali ukarani "dla przykładu, jako właścicieli z Polski".
Pomost istniał tam od czterech lat, my willę kupiliśmy dwa lata temu. Niestety, wydaje się, że władze potrzebowały przykładu i wybrały nas, jako właścicieli z Polski, aby zniszczyć pomost, podczas gdy inne, podobne konstrukcje pozostają nietknięte i nie wzbudzają żadnego zainteresowania - irytują się przedsiębiorcy.
Rozmawiający z nami właściciele (proszący o anonimowość) twierdzą, że "decyzja władz była szkodliwa". Podkreślają, że ich pomost był zadbany, miał wygodne zejście do wody, wyposażony w leżaki i bezpieczny. Dodają, że z zejścia korzystali nie tylko ich goście, ale też inni użytkownicy.
Obecnie w miejscu pomostu znajduje się jedynie pustka i gruzy, bez bezpiecznego dostępu do wody - mówią nam Polacy.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl