W niedzielę wieczorem samolot linii lotniczych Ryanair został zmuszony do awaryjnego lądowania w Mińsku. Białoruskie służby przechwyciły tam opozycjonistę Ramana Pratasiewicza. Pretekstem do porwania maszyny była informacja o bombie znajdującej się rzekomo na pokładzie. Unijni przywódcy – w tym premier Mateusz Morawiecki – uznali to za akt "narodowego terroryzmu".
Łukaszenka oskarża nasz kraj. "Dezinformacja z polskich adresów IP"
Kiedy kurz trochę opadł, komentarza w sprawie udzielił prezydent Białorusi Aleksader Łukaszenka. Według przywódcy doniesienia na temat myśliwca bojowego, który zmusił samolot do lądowania to "wierutne kłamstwo".
Jego zadaniem było zabezpieczenie łączności i sprowadzenie maszyny do lądowania w przypadku sytuacji krytycznej – podkreślił.
Białoruski prezydent zaatakował także Polskę. Mówił o "potoku fałszywych informacji, które wysyłane są z polskich, litewskich i łotewskich adresów IP". Dodał, że wieści bombie na pokładzie samolotu linii Ryanair pochodziło ze Szwajcarii.
Aleksander Łukaszenka przekonywał też, że przejęcie samolotu nastąpiło w pełni legalnie, "chroniąc ludzi zgodnie z międzynarodowymi przepisami". – Samolot został zawrócony w pobliżu elektrowni jądrowej – stwierdził białoruski prezydent sugerując, że istniało zagrożenie, iż jej systemy "zostaną postawione w stan gotowości bojowej".
"Na pokładzie był terrorysta". Łukaszenka krytykuje reakcję Zachodu
Prezydent Białorusi stwierdził, że "w samolocie znajdował się terrorysta". Podkreślił, że sam ten fakt jest wystarczającą przesłanką do zawrócenia maszyny. Skrytykował także reakcję Zachodu na przejęcie samolotu Ryanaira, nazywając je "celową prowokacją".
Tak jak przewidywaliśmy, nieżyczliwi nam z zewnątrz i wewnątrz kraju zmienili metody ataku na państwo. Przekroczyli wiele czerwonych linii, przekroczyli granice zdrowego rozsądku i ludzkiej moralności – ocenił.
Obejrzyj także: Aleksander Łukaszenka oskarża Polskę. Białoruski dziennikarz nie ma wątpliwości
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.