W lipcu 2020 roku posłanka Lewicy Paulina Matysiaky podzieliła się na Twitterze informacją, że podróżuje pociągiem, a nikt z pasażerów nie ma założonej maseczki. Chcąc wykazać się szczególnie obywatelską postawą, doniosła PKP Intercity na konduktorkę, która nikomu nie zwróciła uwagi.
I są dziś małe radości bo pociąg, a jutro kajaki. Za to dziś w przedziale nikt nie ma maseczki na twarzy, a konduktorka nikomu nie zwróciła uwagi – pisała wówczas, oznaczając we wpisie PKP Intercity.
Później poinformowała o tym, jakim pociągiem podróżowała, aby spółka mogła szybciej namierzyć konduktorkę. Szybko wylała się na nią jednak fala hejtu, po tym jak pojawiła się w studiu programu "Woronicza 17" w TVP, gdzie siedziała obok prowadzącego oraz innych posłów… bez maseczki. Dziennikarze i inni politycy zaczęli wytykać jej hipokryzję.
Pani poseł! Przecież tam, podobnie jak w pociągach, w których donosi pani na pracowników, mogą być wirusy! Czy może się mylę i wirusy są tylko tam, gdzie szanowna pani decyduje - grzmiał wtedy Artur Dziambor z Konfederacji.
Dumnie paraduje bez maseczki
We wtorek 21 grudnia pochwaliła się z kolei zdjęciem na Twitterze, na którym pozuje ze społecznikiem Kosmą Nyklem.
Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby polityczka nie podpisała zdjęcia. Spotkali się wówczas na kawie, a w tle zdjęcia widać galerię handlową.
Na zdjęciu oboje znajdują się bez maseczek. Nie uszło im to na sucho, ponieważ internauci zaczęli burzę w komentarzach.
A gdzie maseczki - pytał jeden z użytkowników.
Kawkę piła, było bezpiecznie - szydził inny.
Moment? Co kurna? W centrum handlowym bez maseczki? Rozumiem, że to był ten słynny lewicowy antywirusowy aparat fotograficzny - ironizował trzeci.
Matysiak jednak nic sobie nie robiła z kąśliwych komentarzy. Tłumaczyła, że maski zostały założone po wyjściu z kawiarni.