W Australii epidemia koronawirusa wróciła do poziomu nienotowanego od marca. Odpowiada za to głównie jeden stan - Wiktoria - oraz jego stolica Melbourne.
Spośród wszystkich zakażeń zdiagnozowanych w kraju w ciągu ostatnich dwóch tygodni aż 95 proc. odnotowano w tym jednym stanie. Odpowiadają za to głównie ogniska zarażeń w Melbourne, szczególnie na jednym z osiedli bloków komunalnych, które w zeszłym tygodniu zostało w całości objęte ścisłą kwarantanną - co spotkało się z dużym niezadowoleniem mieszkańców.
Stanowe władze Wiktorii oraz Nowej Południowej Walii podjęły wraz z premierem Scottem Morrisonem decyzję o zamknięciu wspólnej granicy. Ma to nastąpić w środę.
Ma to zapobiec przemieszczaniu się między tymi dwoma najgęściej zaludnionymi obszarami kraju. Trasa lotnicza między Melbourne a stolicą Nowej Południowej Walii, Sydney, należy do jednych z najbardziej popularnych na świecie.
To jeden ze środków zapobiegawczych, rzecz, która, jak sądzę, pomoże nam w powstrzymaniu szerzenia się wirusa - mówił premier stanu Wiktoria, Daniel Andrews.
Czytaj także:
Koronawirus w Australii
Według oficjalnych danych, do niedawna 80 procent przypadków koronawirusa pochodziło od osób przybywających zza granicy. Obecnie znaczna większość z nich do zakażenia lokalne.
Tylko w poniedziałek w stanie Wiktoria potwierdzono 127 nowym infekcji, spośród 137 w całym kraju. Najgorszy był pod tym względem miniony piątek, gdy donoszono o ponad 250 zakażeniach.
Dotychczas Australia bardzo dobrze radziła sobie z pandemią. W tym 25-milionowym kraju odnotowano tylko 8,5 tysiąca zakażeń, z czego znaczną większość w marcu. Z powodu choroby zmarło 108 osób. Obecny powrót COVID-19 budzi lęk, czy "drugą falę" uda się równie szybko uspokoić.
Zobacz także: Koronawirus wysyła na bezrobocie? Prezes ZUS uspokaja, nie ma dramatu
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.