Klienci, którzy przychodzili do mBanku przy Krupówkach, chcieli rozmawiać tylko z nią. Pochodząca z Grodziska Mazowieckiego Paulina S. dała się poznać jako sumienna pracownica. Miała też urok osobisty, który działał na klientów jak magnes. Krótko mówiąc - zdobyła zaufanie przełożonych i górali.
34-latka działała w przemyślany sposób. Dawała klientom numer telefonu komórkowego i mówiła, że można do niej dzwonić siedem dni w tygodniu, 24 godz. na dobę. Nie oddzielała spraw osobistych od zawodowych, spotykała się z klientami prywatnie, np. podczas grilla.
Klientów chętnych na kredyty, lokaty i inwestycje przybywało, a Paulina S. przedstawiała się jako ich ''osobisty doradca finansowy''. Dobrze zarabiała, otrzymywała duże premie, ale najwyraźniej miała apetyt na więcej. Po roku nienagannej pracy w mBanku kobieta miała zacząć kraść. Uchodziło jej to na sucho przez kolejne trzy lata - zauważa Onet.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W 2022 roku, już po tym, jak kobieta rozpoczęła pracę w oddziale banku w Krakowie, odkryto serię nieznanych i szokujących operacji finansowych na koncie jednego z klientów. Wkrótce Paulinie S. przedstawiono kilkanaście zarzutów.
Co mówią byli klienci Pauliny S.?
Paulina S. stworzyła rodzaj "piramidy finansowej". Onet dotarł do kilku klientów kobiety, by spróbować zrozumieć, co nimi kierowało.
Ona zawsze była taka miła, za wszystko przepraszała, wszystko ogarniała. Była bardziej przyjaciółką, a nie bankierem. Ja jej nawet czekoladki zanosiłem za to, że tak nam we wszystkim pomagała. Wydawało się, że jej życzliwość jest bezinteresowna. Teraz już wiem, że ona po prostu łowiła naiwnych. To była taka sympatyczna "ściemniara" — mówi jeden z oszukanych klientów.
Kolejna rozmówczyni Onetu opowiada:
Zawsze mówiła coś w stylu: "o matko, ten bank jest dziwny, nie wiem, co oni znów wymyślili, zaraz to wyjaśnię". I faktycznie dwa, trzy dni później cały kredyt był spłacany, a Paulina S. tłumaczyła, że doszło do pomyłki. Pieniądze na spłatę przelała na moje konto ze swojego prywatnego konta. Zauważyłam to jednak dopiero niedawno. Wtedy cieszyłam się po prostu z tego, że "nieporozumienie" zostało wyjaśnione, a moje saldo wróciło do poprzedniego stanu.
Jak się okazało, pracownica banku przedstawiła pracodawcy sfałszowane zaświadczenie o niekaralności. Kupiła je przez Internet. Obecnie kobieta przebywa w areszcie. Grozi jej nawet 10 lat więzienia.