Informację o przeniesieniu Pratasiewicza do aresztu domowego podało BBC. Razem z nim, aresztem domowym objęto jego partnerkę, Sofię Sapiegę. Zamiana kary więzienia na areszt domowy zbiega się w czasie z ogłoszeniem sankcji unijnych na Białoruś.
Będą to sankcje mocno przez Białoruś odczuwalne. Zdaniem analityczki Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, Anny Dyner, to najpoważniejsze obostrzenia, jakie Unia zastosowała wobec wschodniego sąsiada Polski.
Ich wdrożenie będzie miało znaczące negatywne konsekwencje dla białoruskiej gospodarki. Dotykają bowiem jej najbardziej dochodowych gałęzi, jak sprzedaż produktów ropopochodnych. Znacząco utrudnią też pozyskiwanie zagranicznych, innych niż rosyjskie, kredytów - mówi Dyner w rozmowie z portalem o2.pl
Swoją ocenę sytuacji Białorusi po nałożeniu kolejnych sankcji zawarła w obszernym komentarzu PISM na ten temat. Można go znaleźć na stronie internetowej Instytutu.
Co czeka Białoruś?
W jej ocenie sankcje będą dla Białorusinów mocno odczuwalne finansowo. Objęto nimi takie przedsiębiorstwa jak MAZ i BiełAZ, produkujące autobusy i ciężarówki specjalnego znaczenia. Utrudni to im pozyskiwanie części zamiennych i technologii z Zachodu, co przełoży się na kondycję finansową firm i ich pracowników. A białoruscy ekonomiści mówią o możliwym, kilkuprocentowym spadku PKB.
A gospodarka Białorusi, jak opisywał Ośrodek Studiów Wschodnich w jednej z analiz, nie jest w najlepszej kondycji. Piętnem odcisnęła się na niej pandemia koronawirusa, choć Mińsk nie zdecydował się na wiele epidemicznych obostrzeń. Mimo to, w ubiegłym roku PKB tego kraju obniżyło się o 0,9 proc., co spowolniło i tak niewielki rozwój. Mocno odbiło się na białoruskiej gospodarce zmniejszenie dostaw rosyjskiej ropy naftowej.
Dodatkowe sankcje unijne tego stanu raczej nie poprawią. Objęto nimi także firmę Belaruskali, odpowiedzialną za produkcję nawozów potasowych. To także bardzo istotna gałąź białoruskiej gospodarki. Ale konsekwencje zakazu importu nawozów z Białorusi może odczuć cała Unia.
Pratasiewicz w areszcie domowym. "Kij i marchewka".
Nie można tego nie wiązać z sytuacją wspomnianego już Ramana Pratasiewicza.
Przeniesienie jego i jego partnerki do aresztu domowego jest pewną grą ze strony reżimu, obliczoną również na sprawdzenie reakcji państw zachodnich. Trudno jednak obecnie jednoznacznie wskazać jakie będą ich dalsze losy - mówi Anna Dyner.
Ale zarazem dodaje, że w białoruskich więzieniach przebywa obecnie ponad 500 osób, mających status więźniów politycznych. Także były polski dyplomata, pracujący w przeszłości na Białorusi nie jest optymistą co do losów Pratasiewicza.
To jest wyraźny sygnał: "możemy zrobić z tobą, co chcemy. A jak będziesz grzeczny, to nawet pozwolimy ci żyć" - mówi dyplomata portalowi o2.pl
Inny rozmówca, także z przeszłością w dyplomacji, przekonuje, że dla Pratasiewicza skończył się - przynajmniej na razie - "czas kija". Teraz jest to okres "względnej marchewki".
Pewnie wycisnęli z niego to co chcieli i eskalacja przemocy nic by im już nie dała, poza dalszym negatywnym odbiorem przez zachodnią opinię publiczną. Zanadto zmaltretowany nie przydałby się im jako ewentualna karta przetargowa w rozmowach z Zachodem - przekonuje.
Pratasiewicz przebywał w więzieniu od 23 maja. Wtedy to został wyciągnięty z samolotu w Mińsku. Wracał wraz z partnerką z wakacji, leciał na Litwę. Samolot został wtedy zmuszony do lądowania w Mińsku przez białoruskie Siły Powietrzne. Pilot został poinformowany, że na pokładzie maszyny jest bomba.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.