Joanna na co dzień prowadzi prywatne przedszkole w Krakowie, a po godzinach uczy plastyki w publicznej podstawówce. Sama ma syna w czwartej klasie, dlatego śmieje się, że jako mama i nauczycielka stoi po dwóch stronach barykady.
W jej przedszkolu nie ma zwyczaju wręczania prezentów. Być może dlatego, że rodzice płacą czesne i nie mają poczucia, że powinni dodatkowo "nagradzać nauczycieli". Czasem ktoś przyniesie jakąś kawę albo czekoladki dla wszystkich.
U nas rodzice się "nie składają". Raczej dostajemy drobne upominki przygotowane przez dzieci. Rysunek albo na pamiątkę kolaż fotografii upamiętniających pobyt malucha w przedszkolu - mówi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sama ma specjalne pudełko, w którym trzyma tego typu prezenty, bo jak tłumaczy, jest sentymentalna. W pudełku znajduje się jej portret narysowany przez jedno z dzieci, wycinanki, wyklejanki i kilka fotografii.
Zdaniem Joanny kosztowne prezenty są dość krępujące. Jak podkreśla, sama raczej by ich nie przyjęła.
Najgorsza jest droga biżuteria. Bon na zakupy lub coś równie ekskluzywnego - mówi. - Rodzice dzieci, które uczę, nie znają mnie na tyle, by wiedzieć, co lubię. No chyba że ktoś sam robi biżuterię, wtedy to co innego.
Dlatego najbardziej cieszą ją drobne rzeczy. Ale gdy ktoś naprawdę chce się wykosztować, najlepiej żeby zamiast dla niej samej, kupił coś, co posłuży dzieciom.
Jeden z rodziców, którego dziecko szło do zerówki, kupił zestaw klocków na nasz placyk zabaw, innym razem mama ukraińskiej dziewczynki, którą przyjęliśmy po wybuchu wojny, upiekła dla wszystkich wielki tort - wymienia Joanna.
Czytaj także: Zarobki nauczycieli. Wyliczenia zwalają z nóg
Nauczyciel o prezentach na koniec roku: "To nie na miejscu"
Inne zdanie na temat otrzymywania prezentów na koniec roku szkolnego, wypadający tym razem 23 czerwca, ma Filip, który na co dzień pracuje ze starszą młodzieżą. - To zbyteczne, a wręcz nie na miejscu - tłumaczy i podkreśla, że to kolejny wydatek na edukację, która powinna być przecież w stu procentach darmowa.
Narasta pewien rodzaj presji, że z końcem roku szkolonego trzeba dawać nauczycielom prezenty. A przecież polski system oświaty jest taki, że po stronie rodzica leży finansowanie dużej ilości rzeczy, wycieczki, dofinansowanie zajęć pozaszkolnych. Dodatkowy wydatek tylko po to, żeby kupić coś nauczycielowi, jest dla mnie etycznie dziwny - wyjaśnia.
Sam stara się być na tyle blisko ze swoimi uczniami, że udaje mu się unikać kłopotliwych prezentów. Jeżeli już zdarzy się jakiś prezent, to raczej na koniec wspólnej drogi, gdy dzieci kończą podstawówkę i idą dalej, a nie po każdym roku szkolnym.
Ale i wtedy Filip stara się przekonać rodziców, że fajniej będzie zorganizować jakiś wspólny wyjazd na pożegnanie, a nie drogi bon, nagrodę czy inne rzeczy dla niego.
Raz chłopaki kupiły mi w prezencie latarkę - wspomina w rozmowie z o2.pl - Ale to dlatego, że robiliśmy razem sporo survivalowych wyjazdów, więc to było przyjemne.
Jakie prezenty kompletnie są jego zdaniem nie na miejscu w szkole? To drogie alkohole. Filip mówi, że zdarza się, iż uczniowie, szczególnie ci starsi, przynoszą je nauczycielom, by pokazać, ze są już dorośli.
Dla mnie to nie na miejscu, ale jak zareagować w takiej sytuacji, to już każdy musi rozważyć we własnym sumieniu - dodaje.
Prezenty uwielbia za to Lena, uczy w klasach 4-8 w jednej z krakowskich szkół podstawowych. Od uczniów dostała swoją ulubioną filiżankę na herbatę, uwielbia też bransoletki, więc cieszy ją, gdy takie proste, ze sznurków i koralików - za dwadzieścia złotych - dostaje od dzieci.
Jeżeli to od dziecka i rodziców, z którymi była fajna relacja i było między nami super, to uważam, że to niesamowicie miła forma podziękowania - mówi w rozmowie z o2.pl
Najgorszy prezent dla nauczyciela: kupić mu książkę
Ważne jest dla niej, żeby prezenty, które dostaje, nie były kosztowne i żeby były kupowane naprawdę z myślą o niej. Najgorsza wtopa? Kupić nauczycielowi książkę. - No litości! - śmieje się Lena i wspomina, jak historyczka w jej szkole na koniec roku dostała książkę o wojnach napoleońskich.
Lena przyznaje, że zdarzają się czasem rodzice, którzy uważają, że prezent musi być jak najdroższy, bo to świadczy o nich samych.
To smutne, bo nie jest to forma podziękowania za nasza pracę, tylko po prostu chcą się postawić i coś sobie udowodnić - mówi.
Kwiaty dla nauczycielki na koniec roku? Bożena zanosi je na cmentarz
Patent na rokrocznie otrzymywane kwiaty i słodycze ma natomiast Bożena*, która od dwudziestu lat uczy w klasach 1-3 w jednym z większych miast w Polsce.
- Już się przyzwyczaiłam - wdycha i wspomina, jak próbowała wytłumaczyć rodzicom, że nie oczekuje prezentów, ale spotkała się z niezrozumieniem i pretensjami. Dlatego wprost przyznaje, że najbardziej cieszą ją kosze słodyczy, które chętnie dźwiga do domu po zakończeniu roku szkolnego.
- To taki moment w roku, kiedy dzieci nauczycieli są w siódmym niebie - śmieje się. Dodaje, że ma bardzo małe mieszkanie, dlatego bukiety otrzymane od uczniów z rodziną wynosi na okoliczny cmentarz.
*imię rozmówczyni zostało zmienione
Beata Bialik, dziennikarka o2.pl