Informację opublikowano na stronach Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego ŁRL. Domniemany ładunek wybuchowy miał zostać znaleziony w koszu na śmieci, na jednym ze skwerów Ługańska. W mediach społecznościowych pojawiło się nagranie z poszukiwania "bomby".
W komunikacie, który błyskawicznie podchwyciła rosyjska państwowa agencja prasowa TASS poinformowano, że był to ładunek typu IED czyli improwizowany. Miał składać się z dwóch detonatorów, 400 g materiału wybuchowego i kawałków metalowych prętów, mających zwiększać siłę rażenia. Saperzy mieli "zneutralizować" zagrożenie. Komunikat ŁRL opisuje, że do próby zamachu miało dojść we wtorek rano podczas uroczystości z okazji Dnia Pamięci Kombatantów.
Wszystko to jest szczególnie niepokojące w obliczu wniosku rosyjskiego parlamentu czyli Dumy Państwowej. Posłowie oczekują, że Władimir Putin uzna niepodległość zbuntowanych ukraińskich republik w Donbasie. W takiej sytuacji nietrudno np. o "zaproszenie" przez władze zbuntowanych republik rosyjskich wojsk, które miałyby "gwarantować pokój".
Inną wizję przedstawia dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich, Adam Eberhadt. Szef think-tanku przekonuje, że prezydent Rosji nie musi wcale uznawać niepodległości ŁRL i DRL.
Obie separatystyczne republiki pozostają w oderwaniu od Ukrainy od 2014 r. W obliczu wciąż możliwego konfliktu rozyjsko-ukraińskiego pozostają dla Rosji wygodną drogą do ataku na pozostałą część kraju. Kijów wciąż uznaje je za zbuntowaną część Ukrainy.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.