O bulwersujących wydarzeniach, do których doszło w wielkopolskiej wsi Gieczynek, poinformowała ''Gazeta Wyborcza''. Wokół miejscowego kościoła rosło kilka dorodnych dębów. Jeden z nich zasługiwał na szczególny podziw — nosił cechy pomnika przyrody. Drzewo rosło w tym miejscu od ponad 150 lat. Aż do 11 lutego 2023 roku — to wtedy proboszcz parafii zarządził wycinkę drzew. Zrobił to, chociaż nie otrzymał zielonego światła od urzędników.
Parafianie są wstrząśnięci wycinką drzew, które od wielu dekad towarzyszyły mieszkańcom wsi. Mają ogromny żal do proboszcza, z kolei ksiądz ma żal do parafian. Skarży się, że go nie lubią, wyzywają i grożą mu linczem. Natomiast parafianie żalą się, że proboszcz uważa ich za głupków i nie liczy się z ich zdaniem.
''Gazeta Wyborcza'' udała się do Gieczynka, by porozmawiać z mieszkańcami i księdzem. Mieszkańcy małej wsi wypowiadali się chętnie, ale proboszcz rozmawiać nie chciał, nie odbierał telefonu i nie otworzył drzwi plebanii. Dopiero gdy ''GW'' opublikowała tekst na temat awantury o dęby, proboszcz postanowił, że jednak odpisze na maila. Bunt parafian określił jako... ''wioskową wrzawę''.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kto kłamie?
Duchowny przerzuca winę na sołtysa i urzędniczki z gminy Wieleń. Sam nie poczuwa się do winy. Tłumaczy, że wyciął drzewa, bo chciał zagospodarować teren wokół świątyni, "żeby chociaż za prąd w świątyni było czym zapłacić". Ponadto duchowny twierdzi, że konsultował swoją decyzję z sołtysem wsi, a od urzędniczki z urzędu gminy usłyszał, że nie potrzebuje pozwolenia na wycinkę drzew, ponieważ przywrócenie terenu do użytkowania pierwotnego nie wymaga żadnych pozwoleń.
Z kolei sołtys przekonuje, że ksiądz z nikim się nie konsultował. Podczas wizyty duszpasterskiej miał jedynie dopytywać, czy da się usunąć pień dębu, nie tłumaczył jednak, skąd te pytania. Sołtys podkreśla też, że parafianie wspominali księdzu, że trzeba oczyścić działkę z krzewów i podrostów, ale nie ze starych dębów. Mało tego, mężczyzna twierdzi, że otrzymuje telefony od popleczników proboszcza. Ci kpią z mieszkańców Gieczynka i mówią, że będą się smażyć w piekle.
Swoją wersję zdarzeń przedstawia także urzędniczka, z którą konsultował się proboszcz. Kobieta twierdzi, że mówiła o 14-dniowym okresie oczekiwania na decyzję, a nie o tym, że żadna zgoda nie jest potrzebna.
W Gieczynku zapanował chaos i nie wiadomo, czy zwaśnionym stronom uda się dojść do porozumienia. Jedno jest pewne — wycięto stare, dorodne dęby, przy okazji niszcząc gniazda. W jednym z drzew w dziupli mieszkał dzięcioł.