Dziwaczny "bunt" szefa Grupy Wagnera zgasł równie szybko, jak wybuchł. Rozpalił jednak emocje i wywołał szereg pytań o los władzy prezydenta Władimira Putina. Pojawiły się domniemania i spekulacje, a nawet teorie, że "pucz" był tylko ustawką.
Jednakże nie da się uciec od konkluzji, że zdarzenia z 23 i 24 czerwca mogą zaburzyć system polityczny Rosji. Choć ma ona na razie charakter mocno spekulatywny, to na dotychczasowym monolicie władzy Putina pojawiła się bardzo poważna rysa. Wybitny znawca Rosji, były konsul RP w Sankt Petersburgu, prof. Hieronim Grala mówi, że na całej awanturze jeden człowiek może zyskać szczególnie.
Chodzi o gubernatora obwodu tulskiego, Aleksieja Diumina. Ten stosunkowo mało znany oficer przedstawiany jest m.in. przez Institute for the Study of War jako ewentualny następca obecnego ministra obrony, Siergieja Szojgu. Ze stanowiskiem mógłby pożegnać się też Szef Sztabu Generalnego, gen. Walerij Gierasimow.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prof. Grala: To się nie klei
Zacznijmy jednak od początku. Prof. Hieronim Grala mówi, że wydarzenia z weekendu uderzają w Putina i to podwójnie. Po pierwsze, podniesienie ręki na władzę stało się w ogóle możliwe i dotarło to do publicznej świadomości.
Szef prywatnej firmy wojskowej, działającej dotąd w ścisłej współpracy z resortami siłowymi i przez państwo szczodrze dotowanej, zrywa się ze smyczy i idzie na Moskwę. I nie robi tego po cichu, tylko ogłasza to głośno, prezydent występuje z przemówieniem i mówi o szumowinach i zdradzie - rozpoczyna prof. Grala.
Po czym, jak dodaje, nagle są niemrawe próby zatrzymania tego i cała eskapada staje 200 km przed Moskwą. I dochodzi do porozumienia, oficjalnie przy udziale zewnętrznego pośrednika w postaci Łukaszenki. A w historii Rosji nieczęsto zdarzało się, by o jej sprawach wewnętrznych decydowali pośrednicy zewnętrzni.
I teraz wszystko jest OK? Biznesmen, któremu skonfiskowano środki, nagle ogłasza, że będzie wypłacał jakieś odszkodowania poległym? Przepraszam za określenie, ale to się ze sobą nie klei - mówi profesor.
Prigożyn przelicytował?
Ocenia on, że najprostsze rozwiązanie zagadki puczu jest takie, że obie strony przeszarżowały. Prigożyn miał w tym układzie być swoistym "detonatorem", miał doprowadzić do przesilenia politycznego. Oraz ktoś obiecał mu wsparcie. Profesor Grala przekonuje, że bunt miał doprowadzić do przejęcia "większego kawałka tortu" przez jedno z walczących ze sobą stronnictw Kremla.
Dużą - i zagadkową - rolę odegrał w tej sytuacji gubernator obwodu tulskiego, gen. Aleksiej Diumin. To on miał prowadzić negocjacje z Prigożynem. On jest także wymieniany w kontekście zmiany na stanowisku szefa ministerstwa obrony. Obecnie pełniący tę funkcję Siergiej Szojgu jest jednym z największych wrogów Prigożyna. Mówiąc o Diuminie, prof. Grala wysnuwa tezę, że może on być kluczowym ogniwem w historii "buntu" wagnerowców.
Profesor wskazuje, że w całej operacji "puczu" kluczowe mogły być służby specjalne. A szczególnie wywiad. Tak cywilny (SWR), jak i wojskowy (GRU). Być może w ramach przeciwwagi do wciąż bardzo silnej pozycji Federalnej Służby Bezpieczeństwa. To wciąż najpotężniejsza i najsilniejsza służba specjalna w Rosji. Jej macki oplatają całą Rosję, z KGB (które zmieniło się w latach 90. w FSB) wywodzi się Władimir Putin i jego najbliżsi współpracownicy. Co może generować konflikty.
Zastanawia mnie w tym wszystkim postać gen. Diumina, który przecież był szefem specnazu GRU. Obecnie to gubernator Tuły, którego nazwisko jako inicjatora negocjacji powtarza się we wszystkich niemal nieoficjalnych doniesieniach (co zaowocowało oficjalnym dementi ze strony jego kancelarii).
Nie wierzę, nie daję wiary w to, że cała operacja pozostawała poza wiedzą służb wywiadowczych, a konkretnie SWR i GRU. Współpraca wywiadu cywilnego SWR i wojskowego, GRU jako przeciwwaga dla FSB nie istnieje przecież od dziś. Trójkąt bermudzki między SWR, GRU i FSB dyszy emocjami. Mamy przesłanki, by sądzić, iż w ostatnich latach Naryszkin próbował przeciągać GRU na swoją stronę - przekonuje prof. Grala.
Formułuje także pytanie dotyczące innego z ważnych "siłowików" - Nikołaja Patruszewa. Ten wywodzący się z FSB sekretarz Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej jest jednym z najpotężniejszych ludzi w Rosji. Ma wpływy w armii i służbach specjalnych, jest także dobrze poukładany politycznie. Grala powątpiewa, by tak wysoki rangą urzędnik nie wiedział, że pod nosem armii i służb szykuje się bunt. Jaka była więc jego rola w tej historii?
Profesor dodaje zarazem, że Prigożyn musiał mieć pełną informację o tym, co się dzieje przed nim – co napotka na drodze i jaki będzie opór. Bo myślenie, że w dziewięć czołgów i kilkadziesiąt czy nawet kilkaset ciężarówek zajmie Moskwę było co najmniej daleko posuniętą naiwnością, a o naiwność trudno Prigożyna podejrzewać.
To wszystko jest zdumiewające. Najwierniejsi z wiernych albo nie zareagowali, albo zareagowali za późno. Zwracam uwagę, że poza enigmatyczną wypowiedzią Naryszkina panowała i panuje cisza. Milczy premier, milczą ministrowie, z wielkim opóźnieniem reagują szefowie obu izb parlamentu: Wołodin, speaker Dumy w dziwaczny sposób odwołał nagle swoją planowaną wizytę w Wietnamie ("nieplanowe imprezy w kraju"). Zareagował – sprawnie, tak jak w czasie pandemii – mer Moskwy, który dla obywateli stolicy pozostanie symbolem obrony stolicy przed tym "buntem" - przekonuje Hieronim Grala.
Diumin największym wygranym?
Wróćmy zatem do gen. Aleksieja Diumina. 51-letni oficer jest absolwentem wyższej wojskowej inżynieryjnej szkoły radioelektroniki w Woroneżu. Od 1996 służył w Federalnej Służbie Ochrony. Ta licząca kilkanaście tys. funkcjonariuszy służba jest państwem w państwie - chroni najważniejszych polityków rosyjskich i jest bardzo bliska obecnemu prezydentowi.
Rosyjskie źródła podają, że to Diumin miał stać za karierą słynnego gen. Wiktora Zołotowa - obecnego dowódcy Rosgwardii (wojsk wewnętrznych MSW). Diumin był szefem ochrony Putina, jego osobistym adiutantem oraz zastępcą szefa Zarządu Służby Bezpieczeństwa Prezydenta Federacji Rosyjskiej. W 2013 r. trafił do ministerstwa obrony. Dowodził Siłami Operacji Specjalnych i odegrał bardzo ważną rolę w akcji zajmowania Krymu w 2014 r.
Dwa lata później został gubernatorem odwodu tulskiego. Prof. Grala wskazuje, że jeśli spełni się prognoza, że Szojgu zostanie wymieniony na fotelu szefa ministerstwa obrony przez Aleksieja Diumina, to wynikiem tego może być faktycznie pokojowe przekazanie władzy na Kremlu i kto wie, czy nie na rzecz Diumina właśnie.
"Spacyfikował" bunt, okazał się sprawnym dowódcą, lojalnym politykiem i administratorem. Dostając taki instrument, jak MON, Diumin stanie się graczem wagi ciężkiej. On jest w stanie współpracować z kremlowskimi mandarynami: Naryszkinem (szef SWR), Kirijenką (z-ca szefa administracji prezydenta), Sobjaninem (mer Moskwy) i Dmitrijem Kozakiem. Miałby też po swojej stronie armię. To człowiek armii, cieszy się szacunkiem, nie jest ciałem obcym a zarazem ma dobre relacje z administracją. I – co istotne - cieszy się zaufaniem prezydenta - przekonuje były dyplomata.
Ocenia również, że sam Władimir Putin wyszedł z tej awantury osłabiony. Pytanie: na ile osłabiony i na ile ten kompromis jest traktowany przez tę grupę jako zwycięstwo? Jeśli odejdzie Szojgu a MON obejmie gen. Diumin, to może się okazać, że tym, którzy wspierali pucz Prigożyna, nie spadnie włos z głowy. Mogą natomiast, jak mówi, polecieć głowy tych, którzy zostawili prezydenta, zadziałali zbyt wolno, zbyt biernie.
To musi osłabić pozycję choćby premiera Miszustina. Blamaż sił zbrojnych nie wzmocni także roli ministra obrony Szojgu. Jeśli Putin będzie się przy nim upierał – to także samego prezydenta. Z tego względu ruchy kadrowe w Rosji muszą się zdarzyć. Prof. Grala ocenia, że dojdzie do nich w ciągu nadchodzących tygodni.
Prigożyn objęty śledztwem
Warto pamiętać, że los Jewgienija Prigożyna pozostaje obecnie nieznany. Wciąż objęty jest on śledztwem FSB za podburzanie do rozruchów. Być może faktycznie wyjedzie na Białoruś. W ocenie prof. Grali oznaczałoby to całkowite podporządkowanie Łukaszenki woli Moskwy. Oraz większe zagrożenie Ukrainy.
Armia białoruska nie była zagrożeniem dla Ukrainy. Prigożyn na Białorusi może nią być. Łukaszenka był zresztą potrzebny do przykrycia informacji, kto realnie prowadził negocjacje. Czyli zapewne właśnie gen. Diumin - podsumowuje były dyplomata.
Sytuację w Rosji należy więc bacznie obserwować. To, co wydarzyło się 23, 24 i 25 czerwca, może być początkiem przemian w tym kraju. Nawet jednak, jeśli to zaczątek zmian, to wcale nie należy oczekiwać, że będą to zmiany na lepsze.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.