Zalane piwnice, mieszkania, szpital, budynki urzędów, zerwane dachy, ludzie uwięzieni w zalanych pojazdach – to skutki nawałnicy, jaka w poniedziałek przeszła przez Gniezno. Strażacy odebrali ponad 200 zgłoszeń. Przez miasto przeszła też nawałnica gradowa.
Burza nad Gnieznem, połączona z intensywnymi opadami deszczu i gradu, przeszła około południa. Na zdjęciach publikowanych m.in. przez lokalne media i mieszkańców w mediach społecznościowych można było zobaczyć białe od gradu ulice miasta. Na filmach widać, że z powodu intensywnych opadów ulice zmieniły się w potoki.
Do tej pory, do ok. godz. 15.00, odebraliśmy ponad 200 zgłoszeń. Zadysponowane zostały dodatkowe jednostki z powiatu gnieźnieńskiego, ale również z powiatu poznańskiego. Usuwanie skutków na pewno potrwa jeszcze wiele godzin, szczególnie że liczba zgłoszeń cały czas wzrasta – przekazała Polskiej Agencji Prasowej sekc. Kamila Kozłowska z Komendy Powiatowej PSP w Gnieźnie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czy nawałnica, która przeszła nad Gnieznem powinna budzić niepokój? Z tym pytaniem zwróciliśmy się do prof. Szymona Malinowskiego, fizyka atmosfery i profesora nauk o Ziemi z Uniwersytetu Warszawskiego. Ten przekonuje, że pojedyncze zdarzenie tego rodzaju to nic nadzwyczajnego o tej porze roku. Nawet jeśli było bardzo intensywne.
Dopiero zintensyfikowanie burz, zwiększenie częstości występowania, wydłużenie okresu burzowego jest sygnałem ostrzegawczym. To, co stało się w Gnieźnie nie musi być związane ze zmianą klimatu - mówi o2.pl prof. Malinowski.
Naukowiec zwraca uwagę, że na inne zagadnienia powinniśmy zwrócić baczną uwagę. Betonowe powierzchnie, trudności z odbiorem wody - to wszystko nasiliło skutki tego pojedynczego zdarzenia.
Grad, czy deszcz lodowy jest u nas latem zjawiskiem normalnym. W naszej szerokości geograficznej opad zawsze przechodzi przez fazę stałą - to co dociera do gruntu, zawsze było to na wyższych piętrach chmur śniegiem, gradem lub krupą śnieżną - opowiada fizyk.
Dzieje się tak, ponieważ w wysokich piętrach atmosfery panuje o wiele niższa temperatura. Procesy związane z zamarzaniem wody są istotne dla powstania opadu. Gdy już powstanie, zależnie od wielkości cząstek opadowych i wysokości izotermy zero (czyli wysokości, na której temperatura wynosi 0 st. Celsjusza) może roztopić się i pada deszcz, lub może się nie roztopić. Wtedy mamy do czynienia z opadami gradu lub wspomnianej krupy śnieżnej.
"Przestaliśmy rozumieć zależności"
Mając to wszystko na uwadze, prof. Malinowski zwraca uwagę na dwie kwestie. Jego zdaniem niepokój może budzić, że po pierwsze, planując rozwiązania architektoniczne w miastach, nie liczymy się z tego rodzaju zdarzeniami, a po drugie to, że spada w ogóle zrozumienie pogody i występowania dla tego rodzaju zjawisk.
O tej porze roku nawałnica z opadem nawalnym, gradem, krupą, jest nic nadzwyczajnego. Smuci, że przestaliśmy rozumieć zależności w przyrodzie. Media dziś każde zjawisko pogodowe chciałyby wiązać z postępującym globalnym ociepleniem. Oderwaliśmy się od świata za oknem i przestaliśmy rozumieć co dzieje się w "świecie zewnętrznym". Choć słusznie obawiamy się nawałnicy, to nie zauważamy innych niepokojących zjawisk, które nie maja tak spektakularnego charakteru - kończy fizyk.
Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że nawałnica, która przeszła nad Gnieznem była niezwykle spektakularna. Spadł m.in. grad, wielkości dużych jagód, a opady były tak intensywne, że kanalizacja miała problemy z odbiorem wody i doszło do lokalnych podtopień.