Informację o naruszeniu granicy podał rzecznik szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego. Stanisław Żaryn na Twitterze poinformował, że w nocy z 2 na 3 listopada zauważono po polskiej stronie trzy umundurowane osoby, wyposażone w długą broń.
W ramach retorsji do MSZ wezwano białoruskiego chargé d’affaires. Wiceminister Piotr Wawrzyk zażądał od Aleksandra Czesnowskiego wyjaśnienia tej sytuacji. Polak przekazał stronie białoruskiej stanowczy protest wobec naruszenia polskiej granicy. Podkreślił, że działania podejmowane w ostatnich tygodniach przez władze Białorusi noszą coraz bardziej wyraźne znamiona celowej eskalacji.
Strzelać? Wezwać do poddania? Złapać!
Były dowódca Wojsk Lądowych, gen. Waldemar Skrzypczak, twierdzi, że w obliczu naruszenia granicy żołnierze mogli sięgnąć po broń. Przekonuje, że jej użycie jest opisane bardzo konkretnymi przepisami.
Żołnierz ma prawo do użycia broni, kiedy ktoś np. przekracza granicę, szczególnie w miejscu do tego nieprzeznaczonym. Jestem przekonany, że żołnierze zostali przeszkoleni w tym zakresie. Jeżeli byliby to ludzie uzbrojeni, to najpierw należy oddać strzały ostrzegawcze w powietrze. Gdyby nie zareagowali, należałoby skierować broń w ich stronę i oddać strzał w obszary niekrytyczne, czyli np. w rękę lub nogę. Jeśli tak się nie stało, to być może ci intruzi nie wypełnili warunków użycia broni - mówi o2.pl generał.
I dodaje, że w takiej sytuacji należałoby spróbować sięgnąć po rozwiązania stosowane przez polskich wojskowych w Iraku czy Afganistanie. A konkretnie - spróbować pojmać... jeńca. Z tym sprawnie radzili sobie w Afganistanie np. żołnierze Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca. Reagowali w taki sposób np. przy próbach ataków na polskie patrole, konwoje czy bazy.
Tak powinno się postąpić – wziąć jeńca, żeby pokazać, że Białorusini dopuszczają się naruszeń granicy i prowokacji. Tu trzeba reagować, nie można bezczynnie czekać. Wierzę, że nasi żołnierze nie będą bezmyślnie strzelać i nie dadzą się sprowokować. Bo to, o czym wiemy z przekazów medialnych, było jednak ewidentną prowokacją, która powinna mieć odpowiedź – oczywiście w granicach prawa – nawet z użyciem broni. Takie sytuacje służą sprowokowaniu do otwarcia ognia przez naszych żołnierzy - dodaje generał.
Szukają luki w systemie
Inne pytania stawia były wiceszef SKW, obecnie ekspert fundacji Stratpoints, płk Maciej Matysiak. Oficer kontrwywiadu wojskowego przekonuje, że najpierw należałoby zorientować się, dlaczego w ogóle niezidentyfikowane uzbrojone osoby znalazły się po polskiej stronie.
Opcje są trzy. Pierwsza jest taka, że po prostu osoby te straciły orientację i naruszyły granicę przypadkiem (mało prawdopodobne). Druga: było to celowe naruszenie granicy w celu znalezienia luki w systemie ochrony, którą można wykorzystać do "przepychania" do Polski uchodźców. A trzecia opcja to celowe i świadome naruszenie granicy i dalsza eskalacja i zaognianie sytuacji - mówi o2.pl
Dodaje, że komentując tę sytuację, powinniśmy wiedzieć, kto był świadkiem naruszenia granicy.
Przekazane dane o incydencie wskazują, że polscy funkcjonariusze/żołnierze zachowali się zgodnie z obowiązującymi w takich sytuacjach procedurami, czyli upraszczając: oświetlić, wezwać do zatrzymania się, podjąć próbę zatrzymania, jak też sporządzić niezwłocznie meldunek do przełożonych. Dalsza reakcja to już decyzje leżące w gestii dowódców SG i polityków. Można np. nakazać zwiększenia uwagi, wzmocnić służbę patrolową czy wreszcie zwiększyć siły i środki na granicy, gdyż incydenty swoistego testowania systemu mogą się powtarzać - komentuje oficer.
Dodaje, że otwarcie ognia na granicy to ostateczność i należałoby uczulić pełniących służbę, by nie dać się sprowokować do użycia broni. Płk Matysiak nie popiera postulowanej przez Skrzypczaka próby zatrzymania jeńca. Choćby dlatego, że - jak mówi - Białorusini nie ryzykowaliby wysyłania na granicę ludzi, którzy daliby się złapać na gorącym uczynku.
Nie sądzę też, by Białorusini ryzykowaliby na tyle, by wysyłać na granicę ludzi, którzy daliby się złapać na gorącym uczynku. Tym bardziej, że z dużą dozą prawdopodobieństwa można wykluczyć "przypadkowość" takiego zdarzenia. Najprawdopodobniej było to w pełni świadome i zaplanowane działanie, mające na celu znalezienie słabych punktów granicy - twierdzi w rozmowie z o2.
Co robić?
Co więc powinna zrobić w tej sytuacji strona polska? Zdaniem Matysika nagłośnić sprawę. Zadać oficjalne pytanie, poprzez naszych pograniczników, czy we wskazanym dniu doszło do naruszenia granicy przez Białorusinów. Radzi też, by wykorzystać kanały dyplomatyczne, złożyć oficjalny protest.
W ostateczności nawet zamieścić w mediach relację tych funkcjonariuszy/żołnierzy polskich (anonimizując ich wizerunki), którzy widzieli intruzów, dla uwiarygodnienia, że doszło do naruszenia granicy, szczególnie jeśli by strona białoruska zaprzeczała takiemu zdarzeniu. Idealnym byłoby oczywiście, gdyby istniały dowody, np. zdjęcia czy nagrania z takiego zdarzenia - kończy były wiceszef SKW.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.