Beata Klimek zaginęła ponad pół roku temu. Ostatnie wydarzenia pozwalają sądzić, że prokuratura jest coraz bliżej rozwiązania tej tragicznej zagadki. Pod koniec marca przeszukano posesję, w której mieszkała zaginiona kobieta. Później okazało się, że Jan K., mąż zaginionej, usłyszał zarzut znęcania się psychicznego i fizycznego nad dziećmi. Według "Super Expressu" śledztwo wszczęto po zawiadomieniu, które złożyła Szkoła Podstawowa, do której uczęszczały pokrzywdzone dzieci.
Detektyw Małgorzata Marczulewska uważa, że jeśli zarzuty się potwierdzą, to hipoteza o ucieczce Beaty Klimek za granicę staje się jeszcze mniej prawdopodobna.
Żadna kobieta, która kocha swoje dzieci, nie porzuci ich bez informacji z dnia na dzień. [...] A teraz wyobraźcie sobie państwo, że kobieta ta zostawia dzieci prawie że na pastwę ojca, który się nad nimi znęcał. Nie ma takiej siły, by kochająca matka tak zrobiła. Teoria o ucieczce już wcześniej wydawała się dość naiwną fantasmagorią, a teraz uznaję ją za po prostu niemożliwą – podkreśliła detektyw w rozmowie z "Wprostem".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak K. nie popełnia błędów?
Detektyw wyjaśniła też, że postępowanie w takich sprawach to "gra nerwów", a mąż Beaty Klimek oraz jego partnerka "nie popełniają w niej błędów". – Zawsze w naturalny sposób to właśnie najbliżsi są podejrzewani o sprawstwo zaginięcia. Minęło pół roku, to bardzo długo, służby na pewno muszą coraz mocniej zawężać krąg możliwych hipotez – zaznaczyła Marczulewska cytowana przez "Wprost".
Detektyw odniosła się również do sugestii Jana K., który stwierdził, że do zaginięcia kobiety mogły przyczynić się jej problemy finansowe. Marczulewska zastanawia się, skąd Beata Klimek miałaby pieniądze na życie w ukryciu, jeśli rzeczywiście miała problemy finansowe. – Dłużnicy przed gangsterami ukrywają się krócej niż kobieta z powiatowej miejscowości – zauważyła detektyw.
Marczulewska podkreśliła, że przełom w sprawie na pewno nastąpi, ale wymaga to cierpliwości.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.