Prawa ofiar wypadku na A1 zostały naruszone? Istnieje takie podejrzenie. Sprawą zainteresował się sam Rzecznik Praw Obywatelskich (RPO). Marcin Wiącek poprosił Prokuraturę Krajową o przyjrzenie się sprawie listu gończego za Sebastianem M., domniemanym sprawcą zdarzenia.
Prokuratorski list gończy za sprawcą tragicznego wypadku na autostradzie A1 ujawnił pełne personalia ofiar, w tym dziecka. Tymczasem w liście gończym podaje się m.in. dane o osobie poszukiwanej i "informację o treści zarzutu", nie zaś samą treść zarzutu - a tylko to uzasadniałoby jego wierne przywołanie - czytamy w piśmie Marcina Wiącka.
RPO, zważając na doniesienia prasowe, spostrzega, że bliscy rodziny z Myszkowa nie zezwolili na udostępnienie ich danych. "Z tych powodów uprawnione jest stwierdzenie, że w sprawie mogło dojść do naruszenia praw ofiar przestępstwa. Dlatego RPO Marcin Wiącek zwraca się do prokuratora krajowego Dariusza Barskiego o jej zbadanie w trybie nadzoru służbowego oraz o poinformowanie o wynikach" - podkreślono w komunikacie RPO.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co się stało na A1?
O makabrycznym wypadku na autostradzie A1 słyszeli chyba wszyscy Polacy. Tragedia poruszyła wiele osób. Zdarzenie miało miejsce 16 września w Sierosławiu pod Piotrkowem Trybunalskim na autostradzie A1.
Młode małżeństwo wracało do Myszkowa z urlopu nad morzem w Jastrzębiej Górze. 32-letni Sebastian M. (kierowca bmw), jadąc co najmniej 253 km/h, najprawdopodobniej zahaczył lub uderzył w tył kii.
Samochód został odrzucony w kierunku barier energochłonnych i od razu stanął w płomieniach. Martyna, Patryka oraz ich synek Oliwier nie mieli szans na przeżycie - spłonęli żywcem. Policja nie zatrzymała Sebastiana M. Początkowo mundurowi nie brali pod uwagę, że mógł spowodować wypadek.
Dopiero, gdy ujawniono nagrania z tej koszmarnej tragedii, gdy internauci i świadkowie publicznie zaczęli mówić o "specjalnej ochronie dla kierowcy", śledczy zajęli się Sebastianem M. Niestety nie było go już w kraju. Zarzuty kierowcy postawiono dopiero blisko dwa tygodnie później. Zrobiono to zaocznie, bo mężczyzna uciekł z Polski. Udało się go zatrzymać w Dubaju, w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Teraz czeka go ekstradycja do Polski - zauważa "Fakt".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.