Do tragedii doszło 19 grudnia w domu jednorodzinnym w Siecieborzycach (woj. lubuskie). 31-letnia pani Urszula znalazła paczkę przed domem. Otworzyła ją w kuchni. Okazało się, że w środku była bomba. Pakunek wybuch jej w rękach. Siła wybuchu była tak duża, że wybite zostały okna w domu. Kobieta została poważnie ranna. Ranne zostały też jej dzieci: 8-letniej Ola i 3-letni Bartek, które stały w pobliżu. Wszyscy trafili do szpitala w Zielonej Górze.
Obrażenia zagrażały życiu 31-latki. Chodzi o obrażenia jamy brzusznej z dużym krwotokiem, uszkodzenia dotyczące narządów wewnętrznych. Miała też obrażenia oczu, a przede wszystkim oparzenia dotyczące twarzy, trudne do oceny. Na początku obawiano się, że chora nie będzie widziała - tłumaczy lek. med. Antoni Ciach, dyrektor ds. lecznictwa Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze w programie "Uwaga! TVN".
Dzieci pani Urszuli miały w skórze liczne odłamki po bombie. 8-latka ma złamaną rękę i uszkodzona dłoń.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po niemal miesiącu pani Ula wyszła ze szpitala i wróciła do bliskich. - Córka, jeszcze w szpitalu, powiedziała mi piękne słowa; "Mamo, nieważne jak wyglądasz i tak cię kocham. Jesteś dla mnie piękna i damy sobie radę". Nic więcej nie potrzeba - wyznała kobieta w programie "Uwaga! TVN".
Czytaj także: Koszmar w wojsku. Zatrzymano dowódcę
Relacja pani Urszuli
Poszkodowana dokładnie pamięta, co stało się w ten feralny przedświąteczny poranek. Gdy 31-latka zobaczyła paczkę na progu pomyślała, że zostawił ją kurier, bo akurat czekała na swoje zamówienie.
Rozpakowałam i ukazała się kasetka. To mnie nie tyle zaniepokoiło, co zdziwiło. Przekręciłam kluczyk, nie chciała się otworzyć. To mało myśląc, wzięłam nóż i podważyłam. Najpierw był huk, potem eksplozja. Zasłoniłam Olę swoim ciałem i tyle. Potem pamiętam, jak leżałam na podłodze. Nic nie widziałam, nic nie czułam. Miałam tylko w głowie, że to mój koniec, że już mnie nie będzie. Pamiętam, że mama się nade mną nachyliła i powiedziałam: "Mamo, dobij". To było straszne - relacjonuje pani Urszula w rozmowie z reporterem programu "Uwaga! TVN".
W sprawie aresztowano Błażeja K., byłego partnera 31-latki, ojca Bartka. Mężczyzna usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa pani Urszuli i jej dzieci. Zatrzymany kilka tygodni przed wybuchem został pozbawiony praw rodzicielskich. Jak przekazała prokuratura, ładunek był skonstruowany samodzielnie.
Czuję żal, bo nie zrobiłam nikomu nic złego, nie zasłużyłam sobie na to. Ciężko opisać mi, co czuję. Jestem zła za ręce. Odebrano mi coś, co na dzisiaj jest mi najbardziej potrzebne. Nie mogę sama nic zrobić. A tak naprawdę chciano odebrać mi życie, dlatego się cieszę, że żyję, bo to chyba był cud, że przeżyłam - mówi pani Urszula.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.