Eksperyment przeprowadzono na pustyni Sonora w Meksyku. Zespół najlepszych naukowców i inżynierów z Wielkiej Brytanii celowo rozbił samolot, aby sprawdzić szansę pasażerów na przeżycie katastrofy lotniczej.
Do symulacji katastrofy użyto Boeinga 727 wypełnionego manekinami. Ten model Boeinga nie jest już używany w komercyjnych liniach lotniczych, ale niektóre wciąż służą do lotów czarterowych lub jako prywatne samoloty dla urzędników państwowych. Pilotował James Slocum, który wzniósł samolot, a na kilka minut przed rozbiciem wyskoczył z niego ze spadochronem.
Samolot zderzył się z ziemią z prędkością 140 km/h. Spadł z wysokości niecałego kilometra. Kamery zamontowane w samolocie przez cały czas pokazywały co dzieje się z manekinami i jak spadanie na nie wpływa.
Zobacz także: Katastrofa samolotu. Rozbił się w centrum miasta
Na nagraniu widać jak przód samolotu całkiem się odrywa. Dach zostaje oderwany i niszczy przy tym okna oraz inne obiekty znajdujące się w środku. Prawdopodobnie nikt z załogi by nie przeżył.
Pierwsze 11 rzędów siedzeń zostało całkiem zmiażdżonych. Gdyby samolot był pełny, wszyscy 66 pasażerów z tych miejsc straciliby życie. Ci, którzy siedzieliby w środkowej strefie, przeżyliby z niewielkimi obrażeniami, podczas gdy osoby z tyłu miałyby nie tylko szansę na przeżycie, ale także wyjście z katastrofy bez szwanku.
Bezpieczniej jest siedzieć z tyłu samolotu. Z przodu często jest większa siła uderzenia. Wybrałbym miejsce gdzieś w obrębie kilku rzędów od wyjścia awaryjnego – powiedział dla Channel 4, Tom Barth, inżynier dynamiki.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.