"Pożary zombie" to niebezpieczne zjawisko, nieznane w naszym klimacie. Pojawia się wtedy, kiedy na podłoże po niedogaszonym pożarze spadnie śnieg. Mimo niskich temperatur i obfitych opadów żar może pozostać w ziemi nawet na długie miesiące, a wraz z przyjściem wyższej temperatury pod pokrywą śnieżną może na nowo wzniecić się ogień.
Zjawisko to jest obecnie obserwowane na dużą skalę na Syberii Zachodniej. W tym roku sytuacja jest szczególnie trudna m.in. w regionach Swierdłowska. Ogień przechodzi tam przez osuszone bagna, zaczynają się także nowe pożary torfu, niektóre z nich będzie można ugasić dopiero latem - wskazuje Greenpeace. Aktywiści starają się być jednak dobrej myśli.
W części europejskiej w ostatnich latach wspólnie ze służbami leśnymi i wolontariuszami udało nam się zbudować system reagowania na pożary torfu, więc mamy nadzieję, że w tym sezonie sytuacja tutaj będzie dość pomyślna - czytamy na stronie organizacji.
Czytaj także: Uważaj w majówkę! Bardzo niebezpieczna roślina w Polsce
Zimą aktywiści Greenpeace wraz z lokalnymi służbami brali udział w rozpoznaniu pożarów za pomocą dronów i kamer termowizyjnych i próbowali ugasić płomienie, mieszając torf ze śniegiem. Istnieją jednak obawy, że w niektórych miejscach żar nie dostał dogaszony i ogień może się tam wkrótce ponownie pojawić.
Im dalej na wschód, tym sytuacja wygląda gorzej, ponieważ wolontariusze mają trudniejszy dostęp do tych obszarów. Aktywiści uważnie obserwują sytuację na Uralu, gdzie w przeciwieństwie do regionu moskiewskiego jest bardzo mało wilgoci, a dopływ śniegu nie rekompensuje ubiegłorocznej suszy. Podobnie jest w regionie Tiumeniu i Jakucji. Tam sezon pożarowy nasila się w połowie maja, jednak organizacja już otrzymuje wiele wiadomości o występujących tam "pożarach zombie".
Czytaj także: Koszmarne wieści. Nadciąga armagedon