Oto #TOP2022. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Kolejne miesiące wojny w Ukrainie, oprócz śmierci i zniszczenia, przynoszą plotki o możliwej zmianie władz na Kremlu. Nieustannie krążą pogłoski o "spisku", chorobie prezydenta Rosji czy wręcz czasowym przekazaniu władzy. Jednym z "delfinów" miałby być Nikołaj Patruszew - sekretarz Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej i były szef Federalnej Służby Bezpieczeństwa.
Pochodzący jak Putin z Petersburga Patruszew kierował FSB w okresie II wojny czeczeńskiej. Był szefem także w 2006 r., gdy umierał otruty polonem Aleksandr Litwinienko. Już samo to sprawia, że byłby on trudnym do zaakceptowania przez Zachód partnerem. Spróbujmy odpowiedzieć na pytanie, czy zmiana władzy na Kremlu byłby możliwa? Eksperci podchodzą do tych doniesień z dużą rezerwą.
Były analityk Agencji Wywiadu, płk Robert Cheda przekonuje w rozmowie z o2.pl, że w przewrót pałacowy nie wierzy. Co nie znaczy jednak, jak zastrzega, że w Rosji nie wrze i nie ma tam fermentu. Przyczyną są, jak podkreśla, sankcje, bardzo mocno uderzające wbrew propagandzie kremlowskiej, w konkretne dziedziny życia. A najsilniejsze uderzenie wciąż jeszcze przed rosyjskim społeczeństwem. Szefowa banku centralnego, Elwira Nabiullina zapowiadała, że najmocniejsze uderzenie sankcji będzie odczuwalne pod koniec maja lub w czerwcu.
Wtedy widzę dwa rozwiązania. Pierwsze z nich to przejście na gospodarkę wojenną, z racjonowaniem, reglamentacją towarów, opartą np. o system kartkowy. Drugie – to amnestia np. dla niektórych przedsiębiorców siedzących nawet w więzieniach, deregulacja gospodarki, zmniejszenie udziału służb specjalnych w przedsiębiorstwach państwowych i prywatnych. Organizacje zrzeszające mały i średni biznes rosyjski, np. dwie wielkie organizacje lobbystyczne (m.in. RSPP) żądają bardzo poważnych interwencji państwa w gospodarkę. Tyle że nie są one możliwe ze względu na zablokowanie środków, pompowanych w ratowanie gospodarki już osłabionej sankcjami - rozpoczyna Robert Cheda.
Ale błyskawicznie dodaje, że Kreml się na to nie zgodzi. Bo takie działanie, jak mówi, sprowadzi się do uwolnienia, a właściwie powstania klasy średniej. A po tym podniesie głowę oligarchia, która wysunie żądania polityczne. To groźba realnej rewolucji – nie takiej z ludźmi na ulicach i zamieszkami, ale o wiele groźniejszej, bo systemowej.
Albo godzimy się na to, czego żąda biznes albo idziemy w gospodarkę wojenną. A sytuacja gospodarcza Rosji pogarsza się. Stoi choćby przemysł wędliniarski, bo muszą importować z Zachodu choćby flaki do kiełbas. Wiem, brzmi niewiarygodnie, ale tak jest. Wycofali się producenci opakowań tekturowych i nie ma w co nalać mleka. To pokazuje katastrofę na rynku wewnętrznym - mówi Robert Cheda.
Być może to właśnie pogarszająca się sytuacja gospodarczo-ekonomiczna Rosji generuje kolejny istotny aspekt plotek o zmianie władzy. Media wskazują na rosnące niezadowolenie niektórych oligarchów. Jako przykład podają jednego z najbogatszych Rosjan Aleksieja Mordaszowa. 56-letni Mordaszow, właściciel olbrzymiego kompleksu metalurgicznego Severstal, z majątkiem szacowanym na 29 mld dolarów apelował już o zaprzestanie rozlewu krwi w Ukrainie.
Takie słowa rodzą niebezpieczeństwo utraty wpływów na Kremlu. A w Rosji, jak przypomina płk Cheda, nie ma własności prywatnej w naszym rozumieniu, pomimo że jest ona wpisana do konstytucji. Na tym polega kontrolowana przez państwo oligarchia.
Państwo godzi się, by taki np. Dmitrij Mordaszow był właścicielem pakietu akcji Sewerstali. Ale jeśli to samo państwo podejmie taką decyzję, to w pięć minut zostanie on z tych akcji – i pieniędzy – wyzuty do cna. Kreml przetestował to rozwiązanie z Michaiłem Chodorkowskim i jego Jukosem. Właśnie dlatego rosyjscy biznesmeni wyprowadzają pieniądze za granicę i nie inwestują w kraju - mówi analityk.
Także dlatego, jak mówi, daleki od prognozowania, że w Rosji trwają przygotowania do prawdziwego spisku pałacowego. Do tego musiałyby zostać spełnione pewne warunki. W jego ocenie, dopóki służby specjalne z poparciem biznesu i wojska nie dojdą do wniosku, że władza państwowa staje się zagrożeniem dla biznesu i biurokracji, to nie będzie żadnej rewolucji. Nie będzie jak z Nikitą Chruszczowem, że pewnego dnia Politbiuro po prostu go odwoła.
Putin jest za mądry, by do tego dopuścić. Bardzo dobrze odrobił lekcje z czasów ZSRR czy nawet carów, umierających na apopleksję. Ma potężny aparat informacyjny. Ma Federalną Służbę Ochrony – olbrzymią, liczącą kilkadziesiąt tys. ludzi służbę – której celem, oprócz ochrony, jest przede wszystkim kontrolowanie lojalności rosyjskich elit na każdym poziomie. FSO ma bardzo mocne komórki analityczne i socjologiczne. Paradoksem jest, że dziś w Rosji jedynie służby – FSO i FSB – prowadzą realne badania nastrojów społecznych i opinii publicznej. Tyle że one są utajnione, przeznaczone dla władzy. Właśnie dlatego reżim jest w stanie zareagować z wyprzedzeniem na niepokoje społeczne: ponieważ wie, kiedy może do nich dojść, a być może nawet sam je kontroluje - podkreśla Cheda.
Przekonuje, że cały obecny system rosyjskiej władzy opiera się na Putinie i dzisiaj nie widzi osoby mogącej go zastąpić. Nagłe odejście prezydenta doprowadziłoby do anarchii. Kiedyś jednak będzie musiał oddać władzę, choćby ze względów biologicznych - ma już 70 lat.
Bortnikow? Patruszew? Humbug
Oficer podkreśla, że odsunięcie Władimira Putina od władzy - z własnej woli lub niekoniecznie - będzie tym, co w rosyjskiej politologii określa się mianem "odejścia, aby pozostać": kontrolowanego przekazania władzy, by pozostać z tyłu i realnie ją sprawować z drugiego szeregu. Ale byłby to możliwe w innych warunkach, względnego spokoju, być może po przeprowadzeniu zwycięskiej operacji wojskowej. Nie w chwili, gdy Rosja nie potrafi osiągnąć założonych celów wojskowych i politycznych w Ukrainie.
Dlatego wszystkie te plotki o Bortnikowie albo Patruszewie jako "delfinach" to w mojej ocenie humbug (zmyłka, fałsz - przyp. red.). Wszelako istnieje jeszcze jedna opcja: dezinformacja ze strony Zachodu. Mimo embarga informacyjnego do Rosji docierają plotki i informacje. Do oligarchów i patronujących im siłowików (przedstawiciel służb lub resortów związanych z bezpieczeństwem - przyp. red.) A potem jeden czy drugi oligarcha, którym jeszcze Putin ufa albo siłowik przyjdzie do Putina z informacją, że ten i ów knuje przeciwko prezydentowi - przekonuje Cheda.
I podsumowuje, że z różnej maści spekulacjami o zmianach władzy poczekałby do września - kiedy dzieci pójdą do szkół, ludzie wrócą z urlopów. Spotka ich kryzys, puste półki, rezerwy wyczerpane, budżet wydrenowany i działające coraz mocniej sankcje Zachodu. Wtedy można mówić o zaistnieniu czynników, które mogą stać się iskrą zapalną do społecznych protestów i wystąpień.
Detronizacja? Nie, utwardzenie
Podobną optykę ma analityczka ds. obszaru wschodniego z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Agnieszka Legucka. Przypomina ona, że od początku wojny serwowane są opinii publicznej wrzutki o przewrocie pałacowym. Ona widzi to jednak odwrócone o 180 stopni.
Uważam, że jednym z powodów, dlaczego Putin dokonał inwazji w Ukrainie, było właśnie zapobieżenie załamaniu systemu putinowskiego, czyli umocnienie się przy władzy. Jego celem była zmiana systemu autorytarnego Rosji w państwo totalitarne, w którym i tak rachityczne niezależne media zostały zlikwidowane. Inaczej myślący i wyrażający odmienne opinie Rosjanie wyjechali z Rosji, a ci którym nie podobają się rządy prezydenta, na jakiś czas zamilkną i będą się bać mówić głośno, co myślą, bo na podstawie znowelizowanego kodeksu karnego za tzw. szerzenie fake newsów Rosjanie mogą trafić do kolonii karnej na 15 lat - przekonuje w rozmowie z o2.pl Legucka.
Putin zostanie. Trzy powody
Wylicza także trzy konkretne powody, dla których przewrót się nie wydarzy. Po pierwsze: skupienie elity władzy wokół Putina i lojalność wobec niego. To ludzie, którzy są współodpowiedzialni za interwencję zbrojną w Ukrainie i myślą podobnymi kategoriami jak on, że Zachód grozi Rosji.
Po drugie, Putin ma obsesję na temat przewrotu pałacowego i od lat przygotowuje federalne struktury, aby mu przeciwdziałać. Stąd przeszkodą do dokonania przewrotu pałacowego jest wysoki poziom bezpieczeństwa na Kremlu. Sam Putin jest przecież oficerem służ specjalnych: wyszkolonym przez KGB i FSB; dobrze, wie jak pozbawia się życia wrogów i jak zabezpieczyć się przed zamachem na swoje życie. Podobnie jak Robert Cheda wspomina w tym kontekście także o roli Federalnej Służby Ochrony.
Po trzecie, Rosjanom trudno byłoby zaakceptować następcę takiego przewrotu w momencie największej aprobaty dla rządów Putina. Według oficjalnych danych sięga ono ok. 80 (!) proc. Ten argument najbardziej przemawia do analityczki PISM.
Wojna w Ukrainie tylko umocniła jego pozycję i teraz, gdy odbywa się "specjalna operacja wojskowa", stery państwa miałby przejąć ktoś inny? Trwa też konsolidacja narodu przeciwko Zachodowi. Dlatego w tej chwili przewrót byłby dużym zaskoczeniem dla Rosjan i mógłby wywołać w nich niepokój - podkreśla Legucka.
Bortnikow, Patrusze, Szojgu... Ławrow?
W zamach lub rewolucję powątpiewa także były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego gen. Janusz Nosek. Jak mówi o2.pl, "życzyłby sobie takiego przewrotu", ale "nie jest naiwny" i nie wierzy, aby rosyjskie elity były na tym etapie. Nie są jeszcze, jak mówi, na tyle zdesperowane i nie mają na tyle dość obecnego prezydenta, by podejmować próby obalenia go.
Zaznacza jednak, że taka możliwość istnieje i może się zdarzyć np. do końca roku. Odrzuca jednak nazwiska kolejnych potencjalnych kandydatów. A wymieniano już w tym kontekście Aleksandra Bortnikowa, Siergieja Szojgu czy Nikołaja Patruszewa.
Przyglądam się otoczeniu Putina i zadaję sobie pytanie: czy jedyną osobą z najbliższego otoczenia Putina, niemającą krwi na rękach, a jedynie gębę pełną frazesów, jest Siergiej Ławrow. To człowiek z jądra Kremla, ale znający świat, który przez długie lata z nim rozmawiał. Myślę, że szalenie uwiera go obecna sytuacja, choćby ze względu na jego interesy, inteligencję i, mimo wszystko - choć proszę traktować to jako powiedziane w dużym cudzysłowie - autorytet - mówi o2.pl generał.
Zastrzega jednak, że nie zaryzykuje wskazanie Ławrowa jako ewentualnego "zamachoczyńcy". Zaznacza jedynie, że dla części zachodnich elit mógłby on być względnie wygodny jako partner do rozmów, ponieważ - jak podkreśla - nie ma na rękach ukraińskiej krwi, tak jak Bortnikow czy Patruszew.
Zamknięty Kreml
Na jeszcze inny aspekt zawraca uwagę pragnący zachować anonimowość, były oficer służb specjalnych, jeden z autorów bloga Bezpieczeństwo i Strategia. Oficer podkreśla, że Kreml od lat pozostaje w zasadzie "zamknięty". Pogłębiający się izolacjonizm Moskwy i związane z inwazją na Ukrainę wzmożenie cenzury jeszcze bardziej utrudniły dostęp do wiadomości i prognozowanie losów Putina. Na tę chwilę Putin jest, jak podkreśla, coraz bardziej odizolowany od swojego otoczenia.
Strategiczne decyzje podejmuje on samodzielnie, nie biorąc pod uwagę nawet zdania osób, które darzy szacunkiem i przyjaźnią (np. Aleksieja Kudrina). Postrzeganie świata przez Putina coraz bardziej pokrywa się ponadto z optyką "siłowików" reprezentowanych m.in przez Patruszewa. Ciężko jest sobie wyobrazić ewentualny przewrót pałacowy bez poparcia tej grupy, która wydaje się być jednocześnie ukontentowana obecną polityką Rosji. Z kolei urzędnicy i szefowie państwowych korporacji milczą - mówi o2.pl oficer.
Nie mają oni, jak mówi, politycznego kapitału i wystarczającej siły na otwarty sprzeciw wobec Putina. Takie posunięcie byłoby dla nich jednak ryzykowne. Natomiast politycy, którzy otwarcie popierają wojnę, tacy Dmitrij Miedwediew, Wiaczesław Wołodin, czy Dmitrij Rogozin poczytują to jako sposób na poprawę własnej pozycji politycznej. Muszą oni w związku z tym zakładać, że pozycja Putina jest na tyle silna, aby im to umożliwić.
Zachwiać obecnym układem politycznym może chyba dopiero zmiana poparcia społecznego dla wojny. Dopóki utrzymuje się ono na wysokim poziomie, pozycja Putina wydaje się być niezagrożona. Prezydent zdaje sobie z tego sprawę, dlatego "machina propagandowa" pracuje obecnie ze zdwojoną siłą.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.