O sprawie małej Amelii Khan było głośno latem 2016 roku. Australijskie media ujawniły wówczas, że w powodu lekarza, który zamiast tlenu podał nowo narodzonej dziewczynce niebezpieczny podtlenek azotu, znany także jako gaz rozweselający, dziewczynka ma głęboko uszkodzony układ nerwowy.
Amelia urodziła się w czerwcu 2016 roku w szpitalu Bankstown-Lidcombe w Sydney. Po narodzinach była całkowicie zdrowa. Ponieważ jednak przyszła na świat dzięki cesarskiemu cięciu, lekarz postanowił podać jej tlen.
Jak opowiadała w programie "60 minutes" matka dziewczynki, Benish Khan, chwilę po podłączeniu dziecka do gazu usłyszeli straszliwy skowyt. Wkrótce później powiedziano im, że ich córeczka ma trwale uszkodzone około 50 procent mózgu.
Lekarze stwierdzili, że istnieje duża szansa, że dziewczynka może niedługo umrzeć, a w najlepszym wypadku i tak nie będzie umiała samodzielnie chodzić, jeść ani mówić. Jak pisze NZHerald, przez następny miesiąc nie było wiadomo, co dokładnie jest powodem tej sytuacji. W tym czasie w identycznych okolicznościach zmarł kolejny noworodek, John Ghanem.
Dopiero wtedy rodziców wezwano do szpitala, gdzie wytłumaczono im, że mózg ich córeczki został uszkodzony przez niebezpieczny podtlenek azotu, który podaje się matkom w czasie porodu. Okazało się, że lekarz podał go zamiast tlenu.
Czytaj także:
Tragiczna pomyłka w szpitalu
Benish i Danial Khan podali szpital do sądu. Jednak w toku śledztwa okazało się, że winy nie ponosił lekarz, a firma, która montowała butle z gazem. Jej pracownik pomylił otwory i podłączył butle dokładnie na odwrót - matkom podawano tlen, a noworodkom gaz rozweselający, który jest niemal zabójczy dla ich małych organizmów.
Dopiero teraz, po czterech latach procesu, instalator butli Christopher Turner, został ukarany grzywną w wysokości 100 tysięcy dolarów australijskich, czyli około 390 tysięcy złotych. Instalacja została założona w 2015 roku i tylko szczęśliwym zbiegiem okoliczności nie ucierpiało przez nią więcej dzieci.
Sprawa trwała tak długo, ponieważ Turner kłamał, że przetestował wylot gazów przed oddaniem ich lekarzom. Okazało się również, że mężczyzna nie miał ukończonych specjalnych kursów uprawniających do pracy. Mimo to podejmując się jej, stwierdził, że posiada odpowiednie certyfikaty.
Trudno mi wyobrazić sobie większą tragedię. Jedno dziecko straciło życie, a drugie jest skazane na pełną cierpienia egzystencję. Jej rodzice nie tylko będą musieli poświęcić się pomocy Amelii, ale też poradzić sobie z własnym bólem - powiedział podczas wydawania wyroku sędzia - David Russel, dodając, że dla rodzin kara może zdawać się niewielka, lecz przy obecnie panującym prawie, za tego rodzaju przewinienie możliwe są tylko kary finansowe.
Zobacz także: Zrobili mu RTG. Lekarze byli w szoku