Załoga Straży Przybrzeżnej USA podczas lotu z Kotzebue do Nome na Alasce zbliżyła się do odległego obozu górniczego. Na dachu chaty zauważyła napis SOS.
Czytaj także: Sceny grozy w cyrku. Niedźwiedź zaatakował kobietę
Gdy helikopter zawrócił, załoga zobaczyła także mężczyznę wymachującego rękami. Straż Przybrzeżna postanowiła wylądować i mu pomóc.
Przeżył atak niedźwiedzia. Drapieżnik wracał co noc
Okazało się, że mężczyzna został zaatakowany przez niedźwiedzia grizzly, przez co miał kontuzję nogi i siniaki na tułowiu. Twierdził, że drapieżnik nękał go co noc przez kilka kolejnych dni po ataku.
W pewnym momencie niedźwiedź zaciągnął go nad rzekę – powiedział"The New York Times" pilot helikoptera Jared Carbajal.
Pilot dodał, że mężczyzna miał pistolet i nie spał od kilku dni. Zostały mu tylko dwa naboje. Straż Przybrzeżna nie podała danych mężczyzny, ale przekazała, że miał ok. 50-60 lat. Został zabrany do Nome na leczenie.
Zobacz także: Niedźwiedź grasuje w Pieninach. Dyrekcja parku ostrzega turystów i apeluje
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.