Przypomnijmy, że dwóch działaczy z Inicjatywy Dzikie Karpaty znalazło się zbyt blisko gawry niedźwiedzia. Najbardziej ucierpiał 56-letni mieszkaniec gminy Lutowiska, który z licznymi ranami kąsanymi i szarpanymi trafił do szpitala w Krośnie.
Jak teraz czują się poszkodowani? Zapytaliśmy o to Łukasza Synowieckiego, który był drugim uczestnikiem niebezpiecznego zdarzenia. Mężczyzna sam czuje się dobrze i podkreśla, że nie doznał żadnych obrażeń fizycznych. Martwi się natomiast o kolegę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jestem spokojniejszy niż początkowo, bo wiem, że jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Henri jest zaopiekowany w szpitalu, ale rany będą się jeszcze goić. Czeka go też w przyszłości co najmniej jedna operacja oka. To twardy człowiek, nie narzeka, ale nie czuje się jeszcze zdrowy - mówi w rozmowie z o2.pl aktywista z Inicjatywy Dzikie Karpaty.
Nasz rozmówca ujawnia też, jak dokładnie doszło do ataku. Podkreśla, że niedźwiedzie to mało konfliktowe zwierzęta i "w ogromnej większości przypadków wolą zejść z drogi człowiekowi". Atakują "tylko, gdy poczują się zagrożone, np. gdy zaskoczy ich nagłe pojawienie się człowieka".
Popełniliśmy dwa błędy. Nie sprawdziliśmy dokładnej lokalizacji gawry, podchodząc zbyt blisko. Szliśmy też za bardzo oddaleni od siebie, zbyt cicho. Niedźwiedź był zaskoczony, przestraszył się i nas zaatakował - wskazuje Synowiecki, który podkreśla, że obydwaj poszkodowani mają "spore doświadczenie terenowe".
Jednocześnie aktywista twierdzi, że nieprawdziwy jest opis zdarzenia opublikowany przez Lasy Państwowe. Leśnicy sugerują, że ekolodzy sprawdzali, czy gawra jest zasiedlona.
Szliśmy sprawdzić, czy wycinka w jej okolicach zakończyła się zgodnie z harmonogramem i jakich nowych zniszczeń tam dokonano od lata. Nie złamaliśmy też zakazu wstępu do strefy ochronnej niedźwiedzia, bo tej strony po prostu nie było, mimo że Lasy Państwowe już od stycznia wiedziały o gawrze - przekazuje w rozmowie z o2.pl członek Inicjatywy Dzikie Karpaty.
Łukasz Synowiecki zaznacza, że Inicjatywa od lata wnioskowała o wytyczenie takiej strefy.
Co zrobić, gdy trafi się na niedźwiedzia? Aktywista wyjaśnia
Poszkodowany działacz dodaje, że "nikomu nie życzy takiego zdarzenia". Podkreśla, że najlepiej unikać takich sytuacji. Warto dawać niedźwiedziowi znać, że jest się w pobliżu. Można to robić poprzez rozmowę lub pogwizdywanie.
W ten sposób minimalizujemy ryzyko zaskoczenia zwierzęcia. Kiedyś byłem na Kamczatce, gdzie żyje największa na świecie populacja niedźwiedzia brunatnego. Tam każdy nosił ze sobą race lub specjalny gaz do obrony przed niedźwiedziem. Niektórzy noszą gaz i w Bieszczadach, ale najlepiej unikać ataków - dodaje Synowiecki w rozmowie z o2.pl.
Gdy dojdzie do ewentualnego spotkania, należy sprawnie się wycofać, nie tracąc kontaktu z niedźwiedziem. Warto głośno mówić i mieć ręce uniesione ku górze.
W przypadku ataku koniecznie zasłońmy głowę i miękkie części ciała. Próbujmy zwinąć się w kulkę, udawajmy martwego. To jednak tylko teoria. W sytuacji stresowej często zapominamy, co powinniśmy robić - zauważa poszkodowany w ataku mężczyzna.
Czy aktywiści z Inicjatywy Dzikie Karpaty nadal będą działać w rejonie Bieszczad? Łukasz Synowiecki podkreśla, że członkowie organizacji nie zrezygnują z leśnych patroli i monitorowania gospodarki leśnej.
Będziemy bardziej rozważni i ostrożni. Nawet to traumatyczne (zarówno dla nas, jak i dla niedźwiedzia) zdarzenie, ma jeden pozytywny aspekt. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Rzeszowie poinformowała, że strefa ochronna będzie stworzona, bo atak niedźwiedzia był potwierdzeniem jego obecności w tym miejscu - kończy nasz rozmówca.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.