Mija 80 lat od wyzwolenia obozu nazistowskiego Auschwitz w Oświęcimiu. Na świecie żyje coraz mniej osób, które były bezpośrednimi świadkami przerażających scen, dziejących się za bramami "fabryki śmierci". Ci, którzy żyją, starają się przekazać kolejnym pokoleniom świadectwa o okrucieństwie, które spotykało więźniów obozu zagłady, założonego przez Niemców.
Wśród bezpośrednich świadków tragicznych zdarzeń jest Lidia Maksymowicz. Kobieta trafiła do obozu zagłady jako Białorusinka Luda Boczarowa. Miała wtedy 3 lata. Po ocaleniu podkreślała, że "była zahartowanym dzieckiem wojny". Jej ojciec należał do Armii Czerwonej. Sama wraz z rodziną ukrywała się w lesie. Złapali ją naziści. Została uznana za wroga Trzeciej Rzeszy i dlatego trafiła do Auschwitz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jako dziecko Lidia Maksymowicz była ofiarą eksperymentów Josefa Mengele. - Czy czuła pani lęk przed śmiercią? - pytamy. Kobieta odpowiada bez chwili zawahania.
Ja miałam wtedy trzy lata, niewiele rozumiałam. Godziłam się z tym, co mnie spotyka. Żyłam ze świadomością, że nie mam mamy. Zżyłam się ze śmiercią - tłumaczy w rozmowie z o2.pl.
Dopóki matka Lidii Maksymowicz była w obozie, zakradała się do dziecięcego baraku, aby nakarmić swoje dziecko chlebem, cebulą i ziemniakami. To, co wpadło jej w ręce, przynosiła córce. Pewnego dnia nie przyszła. Odnalazła córkę dopiero po 17. latach. Małą więźniarkę wychowało polskie małżeństwo, które przyszło za Armią Czerwoną, aby pomóc torturowanym przez Niemców ludziom.
Śmierć była dla małej Lidii Maksymowicz codziennością. Wiele lat po traumatycznych wydarzeniach nie mogła zrozumieć żałobników, którzy płaczą za zmarłymi na pogrzebach.
Potrafiłam pytać na pogrzebach mojej przybranej mamy, dlaczego wszyscy ludzie tak głośno płaczą. Przecież umarła tylko jedna mamusia. W obozie codziennie umierały ich tysiące. Tamten rozdział mojego życia jest jednak zamknięty. Dziś na śmierć patrzę inaczej. Wiem, że kto się urodził, musi umrzeć - mówi więźniarka w rozmowie z o2.pl.
Maksymowicz: w młodych widzę przyszłość świata
Historii Lidii Maksymowicz słuchają wycieczki z całego świata. Kobieta opowiada swoją tragiczną historię młodym Niemcom, Brytyjczykom, Polakom czy Włochom. W rozmowie z o2.pl mówi, że grupy te wydają się dobrze przygotowane. Przeżywają jednak szok, gdy teoria styka się z praktyką.
Pracuję z młodzieżą, uświadamiając, czym było Auschwitz-Birkenau. Opowiadam im swoją historię. Widzę zainteresowanie w ich oczach. Cieszę się, że te grupy znają straszną przeszłość tego miejsca, mimo że teraz hula tam wiatr. Polskie, niemieckie, angielskie grupy są bardzo dobrze przygotowane. Gdy teoria zetknie się z praktyką, pojawia się jednak strach. Ludzie są wstrząśnięci, a oni nie widzieli tego, jak to wyglądało kiedyś. Tłumaczę im, że niewinne, maleńkie dzieci były ofiarą szatańskich eksperymentów Josefa Mengele. Dzieci były dla niego zwykłą zabawką - przyznaje więźniarka.
Sama Maksymowicz nie chce mówić o współczesnej polityce. Tłumaczy, że nie czuje się kompetentna, aby komentować ten temat. Twierdzi, że "jest zwykłą więźniarką". Niepokoi ją jednak wiele zdarzeń, które dzieją się na świecie.
Będę obecna na obchodach wyzwolenia Auschwitz-Birkenau. Nie chcę jednak wypowiadać się na temat obecnej polityki, sytuacji w Europie, wojen. Ja jestem na to za mała. Jako człowiekowi nie podoba mi się jednak to, co dzieje się na świecie. Boję się tego. Oby nie doprowadziło to do wybuchu kolejnej wojny światowej. W młodych ludziach widzę przyszłość świata. Do młodych apeluję - nie dopuście do wojny. Nie pozwólcie rządzić szaleńcom. W Was jest przyszłość - mówi na koniec Lidia Maksymowicz.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.