Jedna z takich "Alej Sław" powstała w Nikołajewce, wsi położonej 22 km od Samary. "Tutaj pochowani są członkowie Grupy Wagnera, którzy zginęli za ojczyznę w latach 2022-2023" - głosi napis na wejściu.
Ale to nie jest jedyne takie miejsce. Cmentarze zmarłych wagnerowców odkryto w sumie w sześciu rosyjskich regionach: obwodzie samarskim, irkuckim, swierdłowskim, nowosybirskim, krasnodarskim, moskiewskim, a także pod okupowanym Ługańskiem.
W samej Nikołajewce korespondentka portalu Vot Tak naliczyła 300 mogił. Daty śmierci każdego z nich to od października 2022 do kwietnia 2023 roku. Większość pochowanych tutaj mężczyzn była w wieku od 35 do 50 lat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie wiedzą o śmierci bliskich
Grupa Wagnera rekrutowanym skazańcom obiecywała pieniądze i ułaskawienie po pół roku służby.
32-letni Ilja Artamonow z Udmurcji został skazany na siedem lat więzienia. W czasie libacji pokłócił się z kobietą, którą następnie dźgnął w szyję.
Jego rodzina w zeszłym roku straciła z nim kontakt. Nie wiedzieli, że pojechał na wojnę i że zmarł. Dowiedzieli się tego od reporterki portalu Vot Tak. Podobnie było z 48-letnim Aleksandrem Gricajenką czy Maksimem Graczowem z Udmurcji .
Czytaj także: Rekrutował wagnerowców. Na wizji mu się wymsknęło
Rodzinom ciężko jest wydobyć jakiekolwiek informacje na temat ich bliskich, gdyż oficjalnie działalność Grupy Wagnera czyli najemnictwo, jest w Rosji zabronione.
Pochować z godnością
Są jednak tacy, którzy wierzą w niewinność swoich bliskich i chociaż wiedzą, że ci zdecydowali się pójść na wojnę, nie mają pojęcia, że wrócili z niej martwi.
Wśród takich osób jest Marsel, przyrodni brat Ilsura Arsłanowa z Baszkirii. Ilsur w 2020 r został skazany na 8 lat w kolonii o zaostrzonym rygorze. Miał podczas libacji wdać się w kłótnię ze znajomym i dźgnąć go nożem.
Myślę, że nie miał z tym nic wspólnego, ktoś go wrobił. Był spokojnym człowiekiem. Ostatni raz rozmawialiśmy, gdy był w więzieniu. Od 24 października nie miałem z nim kontaktu. Chciałbym wciąż dowiedzieć się, jak zginął - mówi Marsel w rozmowie z reporterką Vot Tak.
26-letni Wiktor Fomiczew wiedział, że cały z frontu nie wróci. Kiedy zrekrutował się do Grupy Wagnera, odbywał karę w kolonii karnej w obwodzie orenburskim. Trafił tam za dwie kradzieże w domach - o wartości 144 zł i 152 zł.
Szedł na wojnę z nadzieją, że zostanie zwolniony. Powiedział, że odsłuży sześć miesięcy, oczyszczą go z zarzutów i wróci do domu. Potem zadzwonił i powiedział, że jest w Bachmucie. 4 lutego połączyliśmy się na wideo, a po tym zniknął. Powiedział: "Nie czekajcie, aż wrócę żywy. Stąd nie wraca się żywym" – wspomina w rozmowie z Vot Tak Swietłana, siostra Fomiczewa.
Ci, którzy już dowiedzą się o śmierci bliskich, muszą prosił wagnerowców, żeby zgodzili się na przetransportowanie trumny bliskiej osoby do rodzinnej miejscowości. Często nim dowiedzą się, że ich krewny zginął, leży on już na jednym z cmentarzów Grupy Wagnera.
Czy Grupa Wagnera ma interes w tym, aby nie informować rodzin? Można się tylko domyślać.
Każdy, kto zaciąga się w jej szeregi, ma obowiązek spisać testament, który stanowi o tym, komu zostanie wydane jego ciało (bądź czy trafi na zbiorowy cmentarz grupy) oraz kto dostanie pośmiertną wypłatę (jej wysokość to ok. 260 tys. zł).
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.