Zaledwie w styczniu Mariusz Błaszczak zapowiedział powstanie Pierwszej Dywizji Piechoty Legionów. Ma to być w sumie piąta dywizja Wojska Polskiego. Jej budowa rozpoczęła się od wyznaczenia dowódców. Teraz zaś szef resortu obrony zapoczątkował tworzenie szóstej. Jak się skończy - jeszcze nie wiadomo.
W myśl planów i założeń, będzie to bardzo silny związek taktyczny. W skład zapowiadanej dywizji wejdą m.in. dwie brygady zmechanizowane, brygada zmotoryzowana, brygada artylerii, pułk logistyczny, pułk przeciwpancerny, pułk przeciwlotniczy, batalion dowodzenia, batalion rozpoznania i batalion chemiczny. Lekko licząc - kilkanaście tysięcy ludzi. A przynajmniej na papierze.
Czytaj też: Wielka zapowiedź Błaszczaka. Zero konkretów
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Więcej pytań, niż odpowiedzi
Tyle że w przypadku stworzenia tak dużego związku taktycznego potrzeba kilku elementów. A tych brakuje. Chodzi o pieniądze, ludzi i sprzęt. Pieniądze - przynajmniej w teorii - są. Sprzęt ma być. Gorzej z ludźmi. Tych brakuje nie tylko do obsadzenia nowych jednostek, ale też do pełnego ukompletowania tych już istniejących. Wreszcie, jest jeszcze problem infrastruktury.
Sprzęt musi mieć garaże, żołnierze - miejsce stacjonowania. Jedno i drugie, ludzie i sprzęt, muszą się gdzieś szkolić. Ponieważ w pobliżu nie ma poligonów, trzeba będzie tam dojechać. A z tym jest na południowym Mazowszu problem. Mówi o tym, w rozmowie z o2.pl dr Michał Piekarski z Uniwersytetu Wrocławskiego. Wskazuje on, że szósta dywizja powstaje od zera – nie ma ludzi i kadry.
Jest też kwestia infrastruktury. Dywizja ma zostać ustanowiona w Nowym Mieście nad Pilicą, na terenie dawnego lotniska wojskowego. Wykorzystuje je choćby Akademia w Dęblinie, ale nie jest to czynne lotnisko. To teren, który potencjalnie może być wykorzystany w celach wojskowych. Ale oprócz tego obiektu na południe od Warszawy nie ma praktycznie nic. Zatem – gdzie chcemy upchnąć związek taktyczny, liczący ok. 1000 samych czołgów, transporterów i bojowych wozów piechoty. To ok. 10, może nawet 20 tys. ludzi. Gdzie to wszystko ma stacjonować? Co z terenami, na których powstanie infrastruktura? Co z siecią transportową? - pyta Piekarski.
Ekspert wskazuje, że z tego terenu jest bardzo daleko do poligonów. Automatycznie zwiększy to koszty ćwiczeń – ze względu na koszty transportu, koszty paliwa itp. Południowe Mazowsze ma, jak mówi, dość wątłą sieć kolejową, więc transport będzie problemem, bo funkcjonuje zaledwie kilka linii kolejowych. Przewożenie wojska pociągami wymagałoby zatem doprowadzenia długich – a więc drogich – bocznic.
Wreszcie problem materiału ludzkiego. W przypadku utworzenia dywizji np. na Podlasiu byłaby, jak zakłada Piekarski, większa możliwość napełnienia jej ludźmi. Na Mazowszu, drenowanym przez Warszawę, nie będzie to takie proste. A skoro ludzie, to także pieniądze, bo żołnierzowi zawodowemu trzeba zapłacić. Jeśli jest specjalistą, np. w zakresie np. obsługi broni pancernej lub przeciwlotniczej - odpowiednio więcej.
Mam wrażenie, że to próba postawienia nowego rządu przed problemem audytu planów rozwoju sił zbrojnych. Jeśli rząd stwierdzi, że nie będzie chciał tworzyć nowego związku, to trzeba będzie wydać akt normatywny o jej rozwiązaniu, a to będzie bardzo wygodna pałka w politycznej retoryce. Można będzie mówić, że poprzedni rząd wojsko rozwijał, a PO – zwija. A że ta 'dywizja' istnieje tylko na papierze? Trudno, nikt nie będzie o to pytał - kończy dr Piekarski.
Minister Błaszczak w pewnym sensie zastawił więc pułapkę na następców. Zmiana decyzji o tworzeniu jednostki łatwo może zmienić się w młotkowanie następców PiS za "osłabianie" armii. Nawet jeśli plany jej utworzenia były co najmniej mało realne.
"Rosjanie będą drżeli. Ze śmiechu"
Mocarstwowe plany MON komentuje szyderczo były dowódca Wojsk Lądowych, gen. Waldemar Skrzypczak. W rozmowie z o2.pl mówi, że papier jest cierpliwy i politycy mogą sobie tworzyć tyle dywizji, ile chcą. Zweryfikuje ich rzeczywistość.
Myślę, że politycy śmiało mogą mówić, że za miesiąc będzie dywizja siódma, za dwa ósma, za trzy dziewiąta, i tak dalej. Papier jest cierpliwy i przyjmie wszystko. Możemy te dywizje mnożyć i Rosjanie będą drżeli. Ze śmiechu - mówi gorzko Skrzypczak.
Wskazuje także te same problemy, co dr Piekarski: ludzie, pieniądze, sprzęt. - Co z kadrą? Kto będzie szkolił nowych żołnierzy? Skąd ich weźmiemy? Skąd weźmiemy dla nich sprzęt i kto za to wszystko zapłaci? - pyta gen. Skrzypczak nie kryjąc irytacji. I podsumowuje, że planując rozwój sił zbrojnych, której to idei nikt nie zaprzecza, należy realnie ocenić możliwości i mierzyć siły na zamiary.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.