Pan Roman, rozmówca ''Gazety Wyborczej'', wybrał się pociągiem z Zielonej Góry do Jeleniej Góry. Niespełna 200 km trasy (pociąg przejeżdża m.in. przez Żagań i Żary) pociąg pokonał w niespełna pięć godzin.
Choć podróż trwała dość długo, pasażerowie prawdopodobnie nie mieliby powodów do narzekań, gdyby w tym czasie mogli liczyć na minimum komfortu. Niestety trudno o nim mówić, jeśli w pociągu nie ma czynnej toalety. A właśnie to przydarzyło się panu Romanowi i pozostałym pasażerom - kilkudziesięciu osobom w różnym wieku.
Jak informuje ''Wyborcza'', 4 listopada na stację w Zielonej Górze spółka Polregio podstawiła pożyczony od Niemców skład DB. Pozornie wszystko było w porządku. – Tyle że pociąg wyjechał w wielogodzinną podróż bez sprawnej toalety i z jednymi czynnymi drzwiami – twierdzi pan Roman.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po starcie konduktor zapraszał pasażerów w potrzebie w plener na najbliższej stacji. I tak się stało. Widziałem, jak jeden ze starszych podróżnych stał na skraju peronu, by zrealizować potrzebę, a kobiety szły w krzaki – opowiada pasażer pociągu.
Pociąg wyruszył w trasę z nieczynną toaletą
Z opowieści pana Romana wynika, że toaleta mogła być nieczynna już od dłuższego czasu.
Na drzwiach toalety wisiała wytarta już kartka z informacją, że nieczynna. Wyglądała, jakby przyklejono ją kilka dni temu. Nie wiem, ale szynobus na stacji w Zielonej Górze stał na peronie blisko godzinę. Było trochę czasu, żeby naprawić toaletę — podkreśla mężczyzna.
— Bezradny konduktor mówił nam: "a co, miałem odwołać pociąg?". Nawet go rozumiem— skwitował rozmówca ''Wyborczej''.
Nie jest tajemnicą, że od wielu miesięcy trwa kryzys na lubuskiej kolei. Problemem jest przede wszystkim odwoływanie pociągów. Pasażerowie skarżą się również na opóźnienia i ogromny tłok w przedziałach. Lubuskie Polregio od kilku miesięcy wdraża plan naprawczy, ale - jak widać - jeszcze wiele pozostało do zrobienia.