Sprawę nagłośnił m.in. niezależny rosyjski serwis Toczka. Jak informują dziennikarze, szpitala Burdenki w miejscowości Puszkino, w obwodzie moskiewskim pęka w szwach. W szpitalu są głównie żołnierze chorujący na gruźlicę. Leczonych ma być nawet ponad tysiąc wojskowych.
Serwis Toczka podaje przykład 38-letniego Jewgienija, który walczy na wojnie od 2022 r. Mężczyzna już wcześniej chorował na gruźlicę. Początkowo jego dowódcy nawet nie chcieli słyszeć o jego hospitalizacji. Żołnierz przez trzy miesiące domagał się możliwości przebadania.
- Dowództwo nie odpowiadało na skargi. Tłumaczyli: jesteś tchórzem, po prostu nie chcesz iść na misję - TVP Info cytuje serwis Toczka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gdy żołnierz doczekał się diagnozy został skierowany na cztery miesiące do szpitala Burdenki.
- Było przeludnienie, wprowadzili więc ścisły reżim. Tych, którzy zaczęli pić alkohol, po prostu wyrzucono. Jeśli ktoś naruszył zasady, to oznaczało, że nie chce być leczony i odsyłano go automatycznie na front - opowiada Jewgienij.
Zdaniem 38-latka, gruźlica zaczęła szaleć, gdy do rosyjskiej armii zaczęli trafiać więźniowie gułagów. W koloniach karnych gruźlica jest bardzo częstą chorobą. Więźniowie trafiali przede wszystkim do tzw. Grupy Wagnera.
Mimo że oficjalnie rosyjskie ministerstwo obrony zakazało wagnerowcom rekrutować więźniów, oraz chorych z gruźlicą, w praktyce często bywa tak, że z uwagi na duże braki na froncie przymyka się na to oko.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.