Nie milkną echa zamachu terrorystycznego, do którego doszło w piątek, 22 marca w Krasnogorsku pod Moskwą. Z najnowszych informacji przekazanych przez rosyjskie służby wynika, że zginęło co najmniej 137 osób, a kilkaset zostało rannych.
Amerykanie przekonują, że ostrzegali Rosjan przed niebezpieczeństwem, ale Władimir Putin miał zignorować ostrzeżenia, nazywając je "szantażem" oraz "próbą zastraszenia i zdestabilizowania społeczeństwa". Po zamachu w Krasnogorsku rosyjski dyktator zabrał głos dopiero po 19 godzinach. Wygłosił przemówienie, w którym zapewnił, że osoby odpowiedzialne za zamach zostaną ukarane i oskarżył Ukrainę o pomoc terrorystom.
W mediach pojawiły się komentarze sugerujące, że zamach jest prowokacją Putina. Eksperci przypominają, że rosyjskie służby specjalne mają doświadczenie w organizowaniu ataków terrorystycznych na terenie swojego kraju. Nieco inną narrację przedstawiają niemieckie media. Te nie mówią o prowokacji, a raczej – o "upokorzeniu Putina" i groźbie odwetu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niemieckie media o zamachu pod Moskwą
Stefan Kornelius na łamach "Sueddeutsche Zeitung" wskazuje, że "Władimir Putin zawdzięcza swój awans terrorowi".
W sierpniu 1999 roku, gdy w ramach błyskawicznej kariery u boku prezydenta Borysa Jelcyna sterował FSB, a następnie dostał stanowisko premiera, krajem wstrząsnęła seria tajemniczych zamachów bombowych. Pięć ciężkich eksplozji i udaremniony zamach są do dziś tematem spekulacji o udziale służb specjalnych. Prawdziwe, ale także sfingowane ślady wskazywały na sprawców z Czeczenii i Dagestanu. FSB Putina pozostawiła jednak też pokaźny odcisk stopy – przypomina Kornelius, cytowany przez tvn24.
W ocenie Korneliusa, atak w Krasnogorsku jest zagrożeniem dla reżimu Putina, który dotychczas starał się przekonać Rosjan, że ich głównym przeciwnikiem jest Ukraina, a terroryści rządzą w Kijowie. Zagrożenie ze strony pochodzących z Afganistanu islamistów, nie wpisuje się więc w narrację Kremla.
Reżim potrzebuje jak zawsze kilku dni, aby dopasować interpretację do własnych interesów. Dlatego nikt nie zdziwi się, jeżeli gniew Putina uderzy z całą mocą w Ukrainę – konkluduje "Sueddeutsche Zeitung".
Upokorzenie Putina
"Frankfurter Allgemeine Zeitung" zauważa, że Rosjanie mogli zignorować zagrożenie, bo byli "zdekoncentrowani wojną i politycznymi represjami". – Zapobieganie zamachom terrorystycznym nie jest łatwe. [...] Putin nie uczynił Rosji silniejszą, jak stale twierdzi, lecz bardziej narażoną na ciosy – podkreśla niemiecka gazeta, cytowana przez tvn24.
[...] Putin zawarł niepisany układ ze swoim narodem. Obiecał bezpieczeństwo i porządek, a w zamian naród musiał zaakceptować ograniczenia wolności. Zamach terrorystyczny pod Moskwą unaocznił wszystkim, że Putin nie dotrzymał swojej części umowy – zauważa z kolei "Die Welt". – Zamach stanowi upokorzenie dla Putina – dodaje.
Autor artykułu, Gregor Schwung, pozwolił sobie na smutną refleksję. Jego zdaniem Rosjanie stali się "narodem pogrążonym w letargu", a władza Putina nie jest zagrożona, bo "nadzieja, że ludzie powstaną, zamarła z biegiem lat".
"Bild" pisze natomiast o "parszywej grze Putina" i zwraca uwagę na fakt, że rosyjski dyktator wykorzystuje ofiary krwawego zamachu terrorystycznego do własnych celów: by toczyć wojnę z Ukrainą i Zachodem.
Putin został głęboko upokorzony tym atakiem terrorystycznym. Bo jak to możliwe, że w jego imperium pełnym sił bezpieczeństwa, terroryści z karabinami szturmowymi mogli bez przeszkód zamordować w sali koncertowej ponad 100 osób i uciec? – pyta redaktor naczelna "Bilda", cytowana przez tvn24.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.