Plaża na Glinkach w Błoniu, niegdyś postrzegana jako idealne miejsce do relaksu dla rodzin, stała się obecnie miejscem, które budzi niepokój mieszkańców. Zamiast ciszy i spokoju na plaży coraz częściej można spotkać głośne grupy, które okupują ławki i miejsca przeznaczone do grillowania.
To już nie jest spokojna miejscówka, gdzie można przyjść, posiedzieć z dziećmi i pozbierać myśli. Tu jest teraz niebezpiecznie. Za dużo tu obcych, którzy przyjechali tu mieszkać i czują, że wszystko im wolno. Naprawdę chwilami strach wychodzić na spacer, żeby nie dostać łomotu - skarżą się w rozmowie z "Faktem" okoliczni mieszkańcy.
Według relacji mieszkańców, wielu z tych młodych ludzi spożywa alkohol, hałasuje i zakłóca porządek. Szczególnie uciążliwy jest weekendowy wieczór, kiedy to do Błonia zjeżdżają tłumy, by urządzać długie i głośne imprezy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie jest ciekawie. Pojawiają się tu osoby z różnych krajów i urządzają balangi nawet do drugiej w nocy. W alkohol zaopatrują się w pobliskiej Żabce. Potem spotykają się przy stawach i imprezują na całego. Podczas tych spotkań hałasują, piją alkohol, a my nie możemy nic z tym zrobić, bo jak się odezwiemy, to nas straszą — mówi "Faktowi" jeden z mieszkańców Błonia.
Gdzie są władze miasta i służby?
Największym zmartwieniem mieszkańców jest brak odpowiedniej reakcji ze strony służb porządkowych. Wielu z nich skarży się na to, że policja i straż miejska rzadko pojawiają się na miejscu, co daje młodzieży poczucie bezkarności. To powoduje, że lokalni mieszkańcy czują się bezradni, bojąc się interweniować samodzielnie, aby nie narażać się na nieprzyjemności lub nawet niebezpieczeństwo.
Panie, robią tu, co chcą. Krzyczą, biją się, a my czujemy się bezradni. Nikt nad tym nie panuje. Przecież ja nie będę szedł się bić z grupą młodych ludzi, którzy są pod wpływem alkoholu, bo za chwilę wyląduje w szpitalu. Od zapanowania nad tym bałaganem są służby, które raz na zawsze powinny zrobić tu porządek – mówi "Faktowi" pan Edward.
Reakcja służb
Reporterowi "Faktu" udało się porozmawiać z oficerem dyżurnym w Błoniu oraz strażnikami miejskimi, którzy odpowiadają za "porządek" na Glinkach. Jak się okazało, sprawa jest im dobrze znana.
Policjanci, którzy patrolują miasto, odwiedzają to miejsce. Zgłoszenia z tego miejsca pojawiają się kilka razy w miesiącu. Młodzi, którzy zachowują się niestosownie, są pouczani albo karani mandatami — przekazał "Faktowi" Tomasz Janas, dyżurny KPP w Błoniu.
Straż Miejska również przyznaje, że zna problem, ale podkreśla, że ich działania są ograniczone ze względu na niewielką liczbę funkcjonariuszy i brak obecności w weekendy, kiedy problemy są najbardziej widoczne.
Czytaj więcej: Skontrolowali posesję ze zwierzętami. Straszne, co odkryli.
Lokalne władze przyznają, że problem istnieje, ale podkreślają, że nie można nikogo dyskryminować. Wskazują na konieczność znalezienia balansu, który pozwoli wszystkim czuć się bezpiecznie i swobodnie korzystać z publicznej przestrzeni. Trwają rozważania nad wdrożeniem dodatkowych środków bezpieczeństwa, jednak na razie konkretne rozwiązania nie zostały jeszcze ogłoszone.