W czwartek 20 kwietnia należąca do Elona Muska firma SpaceX wystrzeliła w powietrze statek wycieczkowy Starship nowej generacji, wyniesiony przez rakietę Super Heavy. Był to lot testowy najpotężniejszej tego typu konstrukcji na świecie.
Niestety już kilka minut po starcie, kiedy maszyna znajdowała się na wysokości ok. 40 km, doszło do eksplozji. Szczątki statku zostały rozrzucone na terenie Teksasu, gdzie SpaceX przeprowadzał test.
Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, Starship odbyłby 90-minutowy debiutancki lot dookoła Ziemi. Przedstawiciele firmy nie uznali jednak eksplozji za porażkę. Wręcz przeciwnie - ogłosili, że lot był sukcesem. "Sukces w przypadku takiego testu wynika z tego, czego się nauczymy" - SpaceX napisało kilka dni temu na Twitterze.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rakieta SpaceX spowodowała pożar i zagroziła dzikiej przyrodzie
Nieco innego zdania są agencje federalne, które twierdzą, że fragmentu statku kosmicznego rozprzestrzeniły się na dziesiątki, jeśli nie setki hektarów. Część szczątków wylądowała na chronionym terenie parku stanowego, doprowadzając do pożaru. Płomienie zajęły obszar około 1,5 hektara.
Personel udokumentował około 385 akrów [155 hektarów - przyp. red.] gruzu w obiekcie SpaceX i w Parku Stanowym Boca Chica - przekazał Bloombergowi teksański oddział US Fish and Wildlife Service, rządowej agencji zajmującej się ochroną przyrody.
Agencja wskazała, że jak na razie nie stwierdzono, by jakiekolwiek dzikie zwierzęta poniosły śmierć w wyniku incydentu. Mimo to współpracuje z Federalną Administracją Lotnictwa w zakresie oceny miejsca i zaleceń, zapewniając jednocześnie zgodność z ustawą o zagrożonych gatunkach.
SpaceX jest zobowiązany do usunięcia szczątków maszyny z terenów, na których znajdują się siedliska zwierząt, a także do przeprowadzania badań nad stanem miejscowej dzikiej przyrody oraz wysyłania raportów do kilku agencji federalnych.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.