O sprawie poinformował portal radiowroclaw.pl. Mieszkanka Legnicy wezwała pogotowie ratunkowe do ciężko rannego domownika. Dyspozytor po otrzymanym telefonie niezwłocznie wysłał na miejsce zdarzenia zespół ratowników. Ci pędzili jak mogli, gdyż przy intensywny krwawieniu liczy się każda chwila.
Po przybyciu na miejsce ratownicy nie wierzyli własnym oczom. Okazało się, że kobieta wezwała pomoc do swojego psa. Czworonóg doznał drobnego skaleczenia, a krwawienie nie było aż tak silne, jak mówiła jego właścicielka. Ratownicy odmówili udzielenia pomocy jamnikowi szorstkowłosemu. Nie spodobało się to jego właścicielce, która zrobiła medykom awanturę.
Zgłoszenie przez kobietę do urazu kończyny dolnej, mocno krwawiącej. Samo zgłoszenie przebiegało dosyć dramatycznie, natomiast po dojeździe na miejsce zdarzenia okazało się, że to wezwanie nie dotyczyło poszkodowanego pacjenta, człowieka, tylko... zwierzęcia, które było przy tej kobiecie - powiedział portalowi radiowroclaw.pl jeden z ratowników.
Na miejscu zdarzenia wywiązała się prawdziwa kłótnia. Właścicielka psa odmówiła ratownikom podania swoich danych osobowych i nie chciała wykonywać wydawanych poleceń. Musiała interweniować tam policja, która skierowała sprawę do sądu. Na kobietę może zostać nałożona grzywna do 5 tysięcy złotych.
Ratownicy medyczni zwracają uwagę na problem niepotrzebnego wzywania karetek pogotowia. Według nich połowa zgłoszeń telefonicznych do dyspozytora to przypadki, które nie wymagają ich interwencji. Mieszkańcy mają tam nawet dzwonić m.in. z pytaniami o dyżury aptek.
Czytaj także: Pikantne zdjęcia żony ministra PiS. Czarnek komentuje
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.