Pan Marcin jest ratownikiem medycznym, który pomaga potrzebującym Ukraińcom uciekającym przed wojną do Polski. Ratownik opisał w mediach społecznościowych niezwykle wzruszającą historię 36-letniej Ukrainki.
Czytaj także: Jechali z nią tramwajem. Pasażerom szczęki poopadały
36-letnia Masha, zasłabła w kolejce oczekując na przejście przez granicę. Jest sama z 1,5 rocznym dzieckiem i 5 torbami, w których udało się zmieścić najpotrzebniejsze rzeczy uciekając z Kijowa - relacjonuje ratownik medyczny.
Pan Marcin dowiedział się, że mąż Mashy zginął niedawno w walkach z rosyjskim wojskiem. Co więcej, kobieta poroniła dwa dni wcześniej. "Musiała w pośpiechu opuścić szpital, by ratować się ucieczką z miasta z małym dzieckiem" - kontynuuje ratownik.
"Blada, splątana z bardzo niskim ciśnieniem, aktywnie krwawiąc z dróg rodnych. Ale nie to było najbardziej przerażające, bo w tym wszystkim mogłem pomóc. Mogłem ustabilizować jej ciśnienie, podać leki przeciwbólowe i przewieźć do dobrego szpitala, w którym zajmą się nią profesjonaliści" - opisuje pan Marcin.
Najstraszniejsze było, jak patrzyła martwo w jeden punkt, nic nie mówiła albo płakała i tak na zmianę. Na twarzy co chwilę rysował się grymas, który sugerował ból wspomnień i obrazów które miała w głowie - wyznał ratownik.
Ratownik był zupełnie bezradny w obliczu tragedii, jaka spotkała Ukrainkę. "Z tym nie mogłem nic zrobić... Patrzyłem na nią z boku i trzymałem rękę na ramieniu" - tłumaczy mężczyzna.
"Nawet nie wiem co mam napisać, bo tylko łzy się cisną do oczu, jesteście wielcy" - napisała pod wpisem ratownika jedna z internautek.
W komentarzach pan Marcin dodał, że 36-latka z dzieckiem jest już bezpieczna w nowym domu.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.