Jeszcze przed spotkaniem Andrzeja Dudy i Donalda Tuska z Joe Bidenem, prezydent Stanów Zjednoczonych zdążył złożyć bardzo istotną deklarację.
Jak podał w serwisie X dziennikarz Paweł Żuchowski, Biden sprzeciwił się zwiększeniu liczby żołnierzy USA w Polsce. Przynajmniej na pograniczu Polski i Ukrainy. Warto przypomnieć, że port lotniczy Rzeszów-Jasionka jest dziś silnie obsadzony i chroniony przez Amerykanów ze względu na jego kluczowe znaczenie dla dostaw sprzętu na Ukrainę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Orzysz, eFP, Jasionka i inne
Należy przypomnieć, że obecność Amerykanów w Polsce i tak jest znaczna. Jej trzon stanowi Batalionowa Grupa Bojowa, stacjonująca na Mazurach (Orzysz) w ramach tzw. Enhanced Forward Presence - wzmocnionej, wysuniętej obecności, czyli umieszczaniu w państwach flanki wschodniej Sojuszu grup bojowych, które mają wzmacniać bezpieczeństwo gospodarzy.
Oprócz tego, w Polsce są i inne znaczące komponenty amerykańskie. To m.in. Wysunięte Dowództwo V Korpusu Sił Lądowych USA, Pancerna Brygadowa Grupa Bojowa, Brygada Lotnictwa Bojowego i Komponent Logistycznego Wsparcia Bojowego wojsk USA w Powidzu. Nie można zapominać także o żołnierzach z bazy tarczy antyrakietowej w Redzikowie. Łącznie w Polsce stacjonuje ok. 10 tys. Amerykanów.
"Wsparcia nigdy dość"
Czy deklaracja Bidena powinna nas niepokoić? Być może prezydentowi USA chodziło ściśle o większą obsadę samego pogranicza, czy wręcz lotniska w Jasionce. Zapytaliśmy o to byłego Szefa Sztabu Generalnego gen. Rajmunda Andrzejczaka.
Pyta pan żołnierza, więc jako żołnierz powiem, że wsparcia nigdy dość. Regionalne plany obronne są podpisane, ale czas wdrożyć je w życie, to będzie kosztowne. Mamy za granicą wojnę, więc jako żołnierz, ale też obywatel uważam, że powinniśmy być do wojny maksymalnie przygotowani i im więcej Amerykanów w Polsce, tym bezpieczniejszy nasz kraj - powiedział o2.pl gen. Andrzejczak.
Generał przypomniał m.in. słowa sekretarza obrony USA Lloyda Austina.
Wracając z Ukrainy, [Austin - red.] mówił, że musimy się przygotowywać na najgorszy scenariusz i że jeżeli Ukraina przegra, to będziemy walczyć tu na pierwszej linii. Ja się z tą oceną w pełni zgadzam. Trudno odnieść mi się do kontekstu wypowiedzi prezydenta Bidena, definiującego liczbę amerykańskich żołnierzy jako wystarczającą - mówił dalej generał.
Oficer mocno zaakcentował wpływ sytuacji Ukrainy na bezpieczeństwo Polski. Jego zdaniem, w sytuacji, gdy Ukraińcy mają ogromne problemy z utrzymaniem frontu, Rosja jest coraz bardziej agresywna, my w Europie nie mamy amunicji i zdolności produkcyjnych, wciąż nie wszyscy płacą 2 proc. PKB na wydatki obronne, perspektywa scenariusza kryzysowego to 2-3 lata, wszyscy alarmują o nadchodzącym zagrożeniu - to "te dwie opinie wydają się niespójne".
Odpowiedzialność Europy?
Na coś innego zwraca uwagę komentator spraw wojskowych płk Piotr Lewandowski. Oficer ocenia, że jeśli chodzi o wzmocnienie obecności na flance wschodniej, to Amerykanie powinni dokonać go albo skokowo - np. o kolejne 10 tys. ludzi - albo wcale.
Jaki sens ma wzmacnianie obecności o np. 500 żołnierzy? Odczytuję to jako deklarację, że Amerykanie nie zamierzają wzmacniać zdolności obronnych na flance wschodniej w sposób znaczący. W mojej ocenie to sygnał, by Europa wzięła się mocniej do roboty i wzięła odpowiedzialność za bezpieczeństwo flanki wschodniej, by włączyli się w nią Niemcy, Francja i inne kraje - mówi o2.pl płk Lewandowski.
Czytaj też: Duda leci do USA. Przed wyjazdem zwołał naradę
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.