Badacze z Copernicus Climate Change Service potwierdzili, że 2024 rok był najcieplejszym w historii pomiarów. Średnia globalna temperatura przekroczyła 1,5 st. C. powyżej poziomu z okresu przedindustrialnego. To pierwsza taka sytuacja. Zdaniem naukowców kluczowy w tym przypadku jest czynnik ludzki. Chodzi o emisję gazów cieplarnianych i aerozoli.
Z perspektywy naukowca 1,5 stopnia Celsjusza nie ma żadnego znaczenia. Ma natomiast z punktu widzenia polityczno-społecznego, bowiem zgodziliśmy się w Paryżu na pewne ograniczenia wzrostu temperatury. Każdy jej wzrost, a następuje on coraz szybciej, niesie ze sobą bardzo niekorzystne skutki dla nas, ekosystemu, gospodarek. Półtora stopnia jest czerwoną linią, którą przekroczyliśmy - mówi w rozmowie z o2.pl. prof. Szymon Malinowski, fizyk atmosfery z Instytutu Geofizyki Uniwersytetu Warszawskiego, przewodniczący Komitetu ds. Kryzysu Klimatycznego PAN.
Jak dodaje, w związku ze zmianami klimatu wiele procesów na Ziemi przebiega w zupełnie inny sposób niż dotychczas.
Przyzwyczailiśmy się do tego, że my zmieniamy się szybko, a świat w ogóle. Teraz sytuacja jest odwrotna. Nie jesteśmy kompletnie na to przygotowani - mówi ekspert.
Rok 2024 najcieplejszy w historii pomiarów. Oto skutki
Prof. Malinowski wskazuje, że w związku ze wzrostem globalnej temperatury dochodzi do zjawisk, które nigdy wcześniej nie miały miejsca.
Nasza powódź jest najlepszym przykładem. Do tej pory nie było powodzi we wrześniu. Pożary w Kalifornii też odbywały się latem i jesienią. Teraz powinno tam padać i być wilgotno - mówi prof. Malinowski, nawiązując do wydarzeń z ostatnich miesięcy.
Według raportu Światowej Organizacji Meteorologicznej, który podsumowuje badania narodowych i uniwersyteckich organizacji śledzących zmiany temperatury globalnej, ocieplenie wynosi 1,55 stopnia. Zdaniem naszego rozmówcy, jeśli nie dojdzie do gwałtownej zmiany postawy polityków i społeczeństw, wzrost temperatury przyspieszy.
Za globalnym ociepleniem stoi nierównowaga energetyczna planety. Ziemia emituje w kosmos mniej niż absorbuje. Podobnie jak chłodnica w silniku – kiedy się zatyka, silnik zaczyna się przegrzewać. W pewnym momencie zmienia się jego stan – on się psuje. My podkręciliśmy zapłon w silniku, zmieniliśmy ilość aerozoli w atmosferze, czym wpłynęliśmy na warunki jego pracy. Podobnie z atmosferą - zmieniając jej skład wpływamy na podstawowe obiegi w przyrodzie, które dotyczą bezpośrednio nas - dodaje ekspert.
W związku ze wzrostem temperatury na Ziemi mogą występować obszary, w których nie da się funkcjonować. Chodzi między innymi o Afrykę czy Bliski Wschód, gdzie deficyt wody i skrajne susze mogą sprawić, iż wiele osób zdecyduje się na migrację w kierunku bardziej umiarkowanych stref klimatu. Problem w tym, że już nawet w południowej części Europy temperatura latem już teraz bywa nie do zniesienia. Dochodzi tam również do niszczycielskich pożarów.
Wiemy, jakie są nam potrzebne warunku do życia. Jesteśmy stałocieplni, aby nasze organizmy dobrze działały w niskich temperaturach. Przy wysokich funkcjonują stosunkowo kiepsko. Mnóstwo naszych przystosowań po prostu nie występuje naturalnie. Musimy się więc przystosowywać sztucznie, co generuje duże zużycie energii, a co za tym idzie paliw, zasobów, materiałów. Przykładem są MŚ w Katarze, gdzie konieczne było zastosowanie środków technicznych, aby zawody mogły zostać w ogóle rozgrywane, nie licząc się z kosztami i wymaganiami środowiskowymi - mówi prof. Malinowski.
Nasz rozmówca wskazuje także na inny problem, z którego powagi nie wszyscy zdają sobie sprawę - wzrost poziomu mórz i oceanów.
Wiele osób się z tego śmieje. W tej chwili mamy wzrost na poziomie 5 mm rocznie. Wydawałoby się, że to niedużo, ale przy umiarkowanym sztormie kilka dni temu mieliśmy solidne podtopienia na wybrzeżu. To nie był rekordowy sztorm - dodał nasz rozmówca.
Profesor Malinowski zwraca też uwagę na kolejny aspekt.
Pożary w Los Angeles i powodzie w Polsce mają podobne źródła. Budowaliśmy domy w miejscach, gdzie zagrożenie istnieje. Jeżeli będziemy planować infrastrukturę pod warunki przeszłe, a nie przyszłe, dodatkowo nie nakładając na siebie żadnych ograniczeń, pozostaniemy w ślepym zaułku - wieszczy ekspert.
Czytaj również: Opóźnienie w rozszerzeniu ETS2. Polska chce więcej czasu
Wzrost globalnej temperatury. Profesor mówi, komu przekazać dopłaty
Zdaniem prof. Malinowskiego dotychczasowe działania podjęte w związku z globalnym ociepleniem są nieefektywne i wycinkowe. Uważa, że zamiast skupić się na redukcji emisji, politycy wyznaczają cele poboczne. - To kompletnie niezrozumiałe. Z jednej strony ograniczamy emisję, ale nie ograniczamy innych materiałów nacisku na przyrodę - uważa ekspert. Wskazuje jedno z rozwiązań, jakie jego zdaniem powinno zostać wdrożone.
Powinniśmy dopłacać do oszczędności energii, a nie do jej produkcji. Jak podaje MFW, dopłaty do energii i paliw kopalnych to 7 proc. globalnego PKB. Płacimy 7 procent z naszych podatków, aby pogarszać sytuację, pompując pieniądze w działania, które nie prowadzą do poprawy sytuacji - wskazuje prof. Malinowski.
Profesor Szymon Malinowski zajmuje się popularyzowaniem wiedzy o nachodzących zmianach klimatycznych. Jest jednym z założycieli portalu naukaoklimacie.pl i współautorem książki "Nauka o klimacie".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.