Operacja ataku na Ukrainę miała rozpocząć się z trzech stron. Z północy - z kierunku białoruskiego, ze wschodu i od południa. Jak dotąd, kierunek południowy skutecznie broni się przed rosyjskim atakiem, choć np. Mariupol jest w trudnym położeniu. Miasto jest ostrzeliwane od sześciu dni.
W pierwszych dniach lutego na Morze Czarne wpłynęły rosyjskie okręty desantowe. Wypłynęły z baz w obwodzie kaliningradzkim pod koniec stycznia. Zaalarmowały tym m.in. wojska szwedzkie, które w ekspresowym trybie wzmacniały wojska na Gotlandii. W lutym Rosjanie weszli na Morze Czarne. Teraz wojska te trzymają w szachu południe Ukrainy.
Szczęściem w nieszczęściu okazuje się być... pogoda. Na przeprowadzenie desantu nie pozwalają Rosjanom warunki atmosferyczne.
Mówiąc krótko, stan morza uniemożliwia uderzenie z tego kierunku, bo straty mogłyby być większe, niż zadane przez ukraińskich obrońców. Oczywiście wiąże to też ukraińskie siły. Muszą mieć odwody, zaangażowane do odparcia ewentualnego desantu. Ale to nie wszystko - mówi o2.pl gen. Dariusz Górniak, były dowódca 12. Brygady Zmechanizowanej ze Szczecina.
Wojskowy tłumaczy, że Rosjanie mają siły także w rejonie Naddniestrza, czyli nieuznawanego, separatystycznego regionu Mołdawii. Mogliby ich użyć do ataku na Ukrainę z południa i Ukraińcy też muszą tego pilnować, bo zagrożenie przyjdzie także z tamtego kierunku. I to wiąże, jak mówi gen. Górniak, siły ukraińskie, które nie mogą wspomóc obrony w innych miejscach.
Inny, zastrzegający anonimowość były wysoki rangą oficer Wojska Polskiego, pyta: po co atakować na trudniejszym odcinku morskim, jeśli można to skutecznie i mniejszym kosztem robić z lądu?
Winnica i Żytomierz w ogniu
Ale Rosjanie mają też inne cele, które - jak już niestety widzieliśmy - będą kosztowały życie cywilów. W weekend odbyły się naloty rakietowe na Żytomierz i Winnicę. W Winnicy pociski trafiły m.in. w lotnisko. Może to być krok wyprzedzający, by utrudnić Ukraińcom działania z powietrza.
Myślę, że Rosjanie będą bombardowali wszystkie lotniska w Ukrainie. Obawiają się, że państwa NATO wreszcie podejmą decyzję o użyczeniu Ukrainie poradzieckiego sprzętu, np. samolotów MiG-29, których używa Polska. Tego Rosjanie się obawiają, szczególnie, że nie mają wciąż przewagi w powietrzu. Ale ukraińskie siły też się kurczą. Z tego powodu będą ostrzałami i bombardowaniami nękali ukraińskie społeczeństwo, aby siać strach i terror. Zrobią wszystko, aby podważyć pozycję prezydenta Zełenskiego - mówi gen. Górniak.
Generał dodaje również, że nie rozumie niektórych działań rosyjskich w kwestii ataków na ukraińską infrastrukturę.
Albo mają plan, którego nie rozumiemy, albo – ze względu na szczupłość rezerw – działają trochę po omacku - podsumowuje.
O pozyskanie polskich myśliwców MiG-29 Ukraina zabiega już od jakiegoś czasu. W niedzielę sekretarz stanu USA Anthony' Blinken dał państwom NATO "zielone światło" na dostarczenie samolotów Ukrainie, ale polski rząd nie podjął w tej sprawie żadnej decyzji. Pojawiły się informacje, że w zamian za myśliwce MiG-29, które miałyby trafić do Ukrainy, Polska otrzymałaby od USA samoloty F-16. W niedzielę Kancelaria Prezesa Rady Ministrów zdementowała jednak na Twitterze wszystkie te doniesienia, stwierdzając, że nie ma takich planów, a Polska pomaga "na wiele innych sposobów".
W niedzielę pojawiły się też informacje o częściowej mobilizacji w Rosji. Portal "Ukraińska Prawda", powołując się na komunikat Sztabu Głównego Sił Zbrojnych Ukrainy, przekazał, że ma się ona odbywać w Kraju Krasnodarskim. Według strony ukraińskiej ma mieć związek z wysokimi stratami ponoszonymi przez rosyjską armię. Jak twierdzą Ukraińcy, Rosjanie stracili od początku inwazji ponad 11 tys. żołnierzy.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.