Przypomnijmy. 26 lipca doszło do przewrotu wojskowego w Nigrze. Prezydent Mohamed Bazoum został odsunięty, a władzę w 25-milionowym kraju przejęła wojskowa junta.
Destabilizacja państwa może oznaczać destabilizację całego regionu. Kraje Sahelu nie zamierzają więc biernie przyglądać się wojskowej rewolcie w Nigrze. Podczas szczytu Wspólnoty Ekonomicznej Krajów Afryki Zachodniej (ECOWAS) ostro potępiły pucz.
W stan gotowości postawione zostały wojska krajów tworzących wspólnotę. Może to być zapowiedzią interwencji zbrojnej. Tymczasem w Nigrze pojawiło się kilkudziesięciu bojowników z rosyjskiej Grupy Wagnera. ECOWAS może zaś liczyć na poparcie Francji i USA.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Interwencja zbrojna będzie jednak ostatecznością. Na razie ECOWAS podjął inne działania, mające na celu zmuszenie puczystów do zmiany kursu. Wstrzymana została wymiana handlowa Nigru z resztą bloku. Zatrzymano również dostawy energii elektrycznej z sąsiedniej Nigerii.
W razie działań wojskowych, Niger może być w bardzo niekorzystnej sytuacji. Nawet pomimo poparcia kilku innych państw wspólnoty (Mali, Burkina Faso, Gwinea), przewaga będzie po stronie krajów dążących do przywrócenia obalonego prezydenta. Najwięcej będzie jednak zależało od sił amerykańskich i francuskich. Szczególnie wiele do ugrania mają w tym aspekcie Francuzi, nadal obecni wojskowo w Senegalu, Wybrzeżu Kości Słoniowej i Gabonie.
Gra o paliwo atomowe
Zajmujący się problematyką afrykańską dr Aleksander Olech poinformował, że siły ECOWAS mają być gotowe do interwencji w ciągu 24 godzin.
Na miejscu są siły amerykańskie, niemieckie i francuskie. Francuzi są mocno zainteresowani tematem, szczególnie północą kraju, gdzie są bogate złoża uranu. Francja musi zająć stanowcze stanowisko, bo to dla niej sprawa strategiczna. Według różnych szacunków, od 15 do nawet 30 proc. paliwa atomowego we francuskich elektrowniach pochodzi właśnie z Nigru - tłumaczy afrykanista dr Lucjan Buchalik, dyrektor Muzeum Miejskiego w Żorach.
Sceptycznie podchodzi do zapowiedzi, w myśl których junty bronić mają żołnierze Mali i Burkiny Faso. Deklaracje te nazywa w rozmowie z o2.pl "humorystycznymi" i przypomina, że armia Burkiny Faso ma inne problemy, a poza tym zagadką jest stan techniczny pojazdów wojskowych tego kraju.
Armia burkińska nie jest w stanie dotrzeć do większych miast we własnym kraju inaczej niż lotniczo, bo drogi są w rękach rebeliantów. Oni nie są w stanie obronić konwojów humanitarnych na terenie swojego kraju, w ubiegłym roku rozbito na terenie Burkiny konwój ponad 100 tirów z pomocą humanitarną, więc o jakiej interwencji mówimy? Nie widzę tych krajów, jako wspierających rewoltę w Nigrze - mówi o2.pl Buchalik.
Dodaje też, że największym wygranym ewentualnego konfliktu może być Nigeria. To kraj ludny, stabilny i stosunkowo bogaty dzięki wpływom z eksportu ropy naftowej. Gdyby doszło do interwencji zbrojnej, a Nigeria odegrałaby w niej dużą rolę i zwyciężyła, to mogłaby, w ocenie dr. Buchalika, myśleć o pozycji lidera całego regionu.
Państwo Islamskie nie śpi
To jednak nie koniec kłopotów regionu. Wciąż działa tam bowiem, po pokonaniu na Bliskim Wschodzie, tzw. Państwo Islamskie. Kilka dni temu należące go niego milicje złożyły przysięgę wierności (baję) nowemu kalifowi ISIS w rejonu Sahelu. Po przegranej fundamentalistycznych bojowników w Iraku i Syrii, wielu z nich znalazło bezpieczną przystań w Afryce. I to może być poważniejsze zagrożenie niż Rosjanie.
Dr Jędrzej Czerep z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych przekonuje, że należy z większą uwagą przyglądać się zagrożeniu ze strony islamskich fundamentalistów. Koncentracja komentatorów i ekspertów europejskich na temacie obecności Grupy Wagnera nie pomaga, jak mówi, w zrozumieniu czy próbie zażegnania konfliktu w Nigrze.
Wstrzymajmy konie, zdecydowanie. Pojawienie się flag rosyjskich nie oznacza, że Rosjanie tym wszystkim sterują czy wręcz sterowali tym przewrotem zza kulis. Rosja dostała prezent w związku z sytuacją, to prawda, ale nie wiem, czy ma siły i środki, by mogła na tym skorzystać - mówi o2.pl.
Większe zagrożenie wynika, jak dodaje, z obecności grup islamistycznych. Niger do tej pory radził sobie dobrze na polu walki z nimi. Poprzedni prezydenci - włącznie z obalonym Bazoumem - prowadzili skuteczne działania przeciwko dżihadystom.
Obecny zamach daje dżihadystom przestrzeń. Po pierwsze, wojska Nigru wycofano do stolicy. Po drugie, ściąga z planszy poważnego przeciwnika, jakim była administracja rządowa. Armia tego kraju współpracowała z armią Nigerii walce z dżihadystami, w rejonie jeziora Czad. Jeśli doszłoby do interwencji w Nigrze, to obie armie stanęłyby naprzeciwko siebie, co otworzy więcej możliwości fundamentalistom - tłumaczy dr Czerep.
Z kolei dr Buchalik przestrzega, by nie ignorować obecności rosyjskiej. Nawet jeśli jest ona stosunkowo niewielka w samym Nigrze. Przypomina, że Rosjanie co prawda przegrywają gospodarczo rywalizację z Chińczykami, ale pod względem militarnym są aktywni w regionie.
Są w Mali, mogą się pokazywać w Burkinie Faso – szczególnie, że na północy tego kraju są eksploatowane przez Rosjan kopalnie złota, które mają też rosyjską ochronę – więc nie lekceważyłbym tego zagrożenia. W Mali mieli przecież swoje bazy, przynajmniej w teorii rolnicze, mają więc niezbędne do prowadzenia mniej lub bardziej skrytych działań zaplecze - konkluduje śląski afrykanista.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.