W sobotę kilka intensywnych ostrzałów artyleryjskich przeprowadzonych przez wspieranych przez Rosję separatystów wymierzono w obszar kontrolowany przez ukraiński rząd wokół miasta Switłodarśk w obwodzie donieckim. Miejsce to od tygodni niepokoi analityków ds. bezpieczeństwa ze względu na bliskość infrastruktury przemysłowej, w tym zbiorników magazynujących toksyczny gaz - donosi "The New York Times".
Jak poinformowało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Ukrainy, pociski moździerzowe, pociski artyleryjskie i granaty zostały wystrzelone "wzdłuż całej linii konfrontacji". W oświadczeniu stwierdzono, że było ich mniej więcej dwa razy więcej niż w poprzednich dwóch dniach.
Czytaj także: Putin podpisał dekret. Rosjanie otrzymają wezwanie
Ministerstwo Obrony Ukrainy poinformowało w sobotę wieczorem, że dwóch żołnierzy zginęło, a pięciu zostało rannych.
Rosja próbuje zaaranżować incydent chemiczny? USA ostrzegają
Jeden z najczęściej atakowanych obszarów od północy do około godz. 14:00. w sobotę znajdował w okolicach Siewierodoniecka w obwodzie ługańskim, w pobliżu fabryki chemicznej na obszarze kontrolowanym przez separatystów kilka kilometrów dalej. Strona wydawała się gotowa do prowokacji - twierdzą ukraińscy analitycy wojskowi.
Fabryka w Siewierodoniecku jest jedną z największych fabryk nawozów w Europie. Stany Zjednoczone ostrzegły, że Rosjanie mogą zaaranżować incydent z użyciem trujących chemikaliów, aby usprawiedliwić interwencję. Zabłąkany pocisk z odpowiedzi ogniowej armii ukraińskiej grozi uderzeniem w zbiorniki ciśnieniowe i ciągnące się przez ponad 19 km rurociągi zawierające trujący amoniak.
Czytaj także: Olejnik bezlitosna dla Kaczyńskiego. "Pan się ośmiesza"
Mieszkańcy wsi Ługańsk niedaleko Switłodarśka twierdzą, że w ostatnich dniach ogień otwierały obie strony.
Kiedy będziemy bardzo zdenerwowani, wyjdziemy - powiedziała 31-letnia Jana Tinjakowa, cytowana przez "The New York Times". - Ale zbudowaliśmy ten dom własnymi rękami. Nie chcemy wyjeżdżać. To jest nasze. Nie mamy, dokąd uciec. A gdybyśmy nawet mieli, to i tak nie chcemy, bo to jest nasz dom.
Obszar ten jest również postrzegany jako potencjalny punkt zapalny dla pobliskiej sieci wodociągowej, która przecina linię frontu i dostarcza wodę pitną kilku milionom ludzi po obu stronach konfliktu, w tym mieszkańcom Doniecka. Odcięcie dostaw wody w czasie walk w 2014 roku przyspieszyło ucieczki uchodźców z miasta.
Czytaj także: "Putin podjął decyzję o inwazji". Rosja szybko reaguje