Rosja od lat często i chętnie sięga po atomowy straszak, choć po agresji na Ukrainę groźba ta stała się znacznie bardziej realna niż kiedykolwiek. Zachód zdaje się jednak traktować mniej lub bardziej zawoalowane groźby użycia broni nuklearnej jako szantaż z elementami blefu. Teraz "dyskusja na temat groźby niekontrolowanej eskalacji w stronę wojny nuklearnej" powróciła w nowej formie.
W ostatnim czasie kraje Zachodu musiały zadać sobie pytanie, czy aby ratować Ukrainę, jest gotowy na eskalację, która przynajmniej teoretycznie może grozić konfliktem nuklearnym. Wielu przywódców już zezwoliło Ukrainie na użycie dostarczanej przez nich broni do ataków na cele znajdujące się na terenie Rosji. W odpowiedzi na to Kreml równie otwarcie teoretyzuje na temat tego, jak mógłby zareagować na taką zgodę pozwolenie.
Nawet Stany Zjednoczone oficjalnie zezwoliły na użycie broni dostarczonej Ukrainie przeciwko celom na terytorium Rosji, choć z zaznaczeniem, że ataki mogą być przeprowadzane tylko na obszarach przygranicznych i tylko wtedy, gdy cele te z kolei uderzą w Ukrainę. Wiele krajów nie obwarowywało zgody takimi warunkami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Putin w odpowiedzi opisał teoretyczne możliwości eskalacji. Stwierdził, że nie planuje użycia niestrategicznej broni nuklearnej, ale przypomniał, że Rosja ją posiada, ma jej dużo, a siła każdego ładunku jest trzykrotnie większa niż siła bomb zrzuconych przez Stany Zjednoczone na Japonię w 1945 roku. Przypomniał również, że Rosja ma doktrynę, która ściśle określa warunki użycia broni nuklearnej.
Putin zasugerował także, że Rosja mogłaby pójść innymi liniami eskalacji, choćby przez przekazanie "broni tej samej klasy [którą dostarczają Ukrainie Stany Zjednoczone i inne państwa NATO] państwom i organizacjom" będącym w konflikcie z Zachodem – aby miały możliwość uderzenia w zachodnie "wrażliwe obiekty". Portal Meduza zauważa, że już kilkukrotnie Ukraińcy wykorzystali zachodnią broń do ataków na przygraniczne obwody Federacji Rosyjskiej i nie spotkało się to z zapowiadanym nuklearnym odwetem.
Wszystko to sugeruje, że na obecnym etapie dyskusji stronom nie chodzi o zachodnią broń, a nie o całe terytorium Rosji, ale o jakąś konkretną broń i konkretne cele - podkreśla Meduza.
Rosja straszy bronią nuklearną. Czy groźby te należy traktować poważnie?
Zdaniem Meduzy wielu ekspertów i polityków na Zachodzie, jak choćby Prezydent Francji Emmanuel Macron "tak naprawdę nie ma "czerwonych linii", których sojusznicy Ukrainy nie powinni przekraczać w procesie pomocy Kijowowi". Ich zdaniem Rosja próbuje szantażować i blefować. Nieco inaczej do sprawy podchodzą Stany Zjednoczone, czy Niemcy, którzy nadal starają się wyznaczać granice. Oznacza to, że nawet w trzecim roku wojny nadal poważnie traktują groźbę eskalacji ze strony Kremla.
Konflikt nuklearny nie następował w związku z dostarczaniem kolejnych rodzajów broni, począwszy od sprzętu o charakterze defensywnym po pociski dalekiego zasięgu. Punktem krytycznym był moment, kiedy Rosja zaczynała ponosić coraz bardziej dotkliwe porażki. Wtedy istniało ryzyko, że reżim sięgnie po bardziej radykalne kroki. Tak się jednak nie stało, czego przyczyn można się dopatrywać także w tym, że dzięki mobilizacji rekrutów i redukcji linii frontu udało mu się przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Na Zachodzie istnieje jednak inne wytłumaczenie faktu, że rosyjscy przywódcy nie odważyli się "nacisnąć przycisku": rzekomo Stanom Zjednoczonym udało się przekonać Chiny, aby zwróciły Putinowi uwagę, że użycie broni nuklearnej w jakiejkolwiek formie jest niedopuszczalne – nawet w formie straszaka. Zdaniem Waszyngtonu, efekt odniosły także groźby działań odwetowych NATO.
W każdym razie doświadczenie trzech lat wojny pokazuje, że przeciwnicy – Zachód i Kreml – nie chcą bezpośredniego starcia ani całkowicie niekontrolowanego rozwoju konfliktu. Dlatego ryzyko wojny nuklearnej między nimi jest nadal niewielkie — puentuje Meduza.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.