Ćwiczeń wojsk rakietowych doglądać ma osobiście prezydent Władimir Putin. Jak opisuje rosyjski resort obrony, wezmą w nich udział "siły i sprzęt" Sił Powietrzno-Kosmicznych, wojsk Południowego Okręgu Wojskowego, Strategicznych Sił Rakietowych oraz dwóch flot: Północnej i Czarnomorskiej.
Czytaj też: Tak Putin może zaatakować Ukrainę. Schemat wojny
Ministerstwo obrony poinformowało, że ćwiczenia były zaplanowane z wyprzedzeniem. Mają, jak opisuje dziennik "Rzeczpospolita" sprawdzić gotowość dowództwa wojskowego i organów kontrolnych, oraz systemy uzbrojenia; tak konwencjonalne jak i nuklearne.
Na Morzu Czarnym pojawił się za to okręt flagowy Floty Czarnomorskiej. Krążownik rakietowy "Moskwa" odbył strzelania artyleryjskie. Jak podają Rosjanie, ćwiczenia dotyczyły obrony przeciwlotniczej - okręt miał odpierać atak symulowanego przeciwnika, który próbował "atakować" miejsce bazowania marynarki.
Morze Czarne to "miękkie podbrzusze" Ukrainy. Na początku lutego dotarły tam m.in. rosyjskie okręty desantowe typu "Ropucha", które wychodząc na Bałtyk na początku stycznia wywołały ogromne zaniepokojenie armii Szwecji. Szwedzi w trybie alarmowym wzmacniali m.in. swoje siły na wyspie Gotlandia.
Ukraińcy obawiają się ataku na ich kraj z trzech stron. Od północy, z Białorusi, gdzie wciąż trwają rosyjsko-białoruskie manewry wojskowe, ze wschodu, z Rosji i od strony Morza Czarnego właśnie.
Z powodu wzrostu napięcia na linii Rosja-Ukraina trwają duże ruchy wojsk w Europie. Do Polski trafić ma łącznie kilka tysięcy żołnierzy amerykańskich. Nie wiadomo czy zostaną oni w Polsce dłużej, niż do zakończenia kryzysu .