Wiaczesław Kanius dopuścił się morderstwa Wiery Pechtelewej w styczniu 2020 roku. Zabójstwo było niezwykle brutalne - Rosjanin zadał swojej partnerce aż 111 ciosów, gwałcąc ją i dusząc. Policja zignorowała przy tym siedem telefonów od sąsiadów, którzy byli przerażeni krzykami ofiary - informuje serwis "Nexta".
Rosjanin zamordował dziewczynę. Zamiast do więzienia, trafił na wojnę
Proces Kaniusa nie został jeszcze zakończony, bo obecnie powinien znajdować się na etapie apelacji. Powinien, bo Rosjanin nie znajduje się za kratkami. Mężczyzna nie spędził w celi nawet pół roku, bo postanowił udać się na wojnę w Ukrainie.
Z informacji udostępnionych przez Ukraińców wynika, że sąd nie jest w stanie wskazać miejsca zamieszkania Kaniusa, przez co proces nie może zostać ukończony. "Sądząc po tym, że jego zdjęcia regularnie pojawiają się w mediach społecznościowych, nie ukrywa się zbyt głęboko" - zauważył serwis "Nexta".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kanius w pierwszej instancji został skazany na 17 lat odsiadki. Może się jednak okazać, że nie wróci już do więzienia. Reżim Władimira Putina szuka "bohaterów" wśród skazanych i obiecuje im wolność w zamian za walkę na froncie w Ukrainie. "Czy to przyszły bohater Rosji?" - pytają Ukraińcy.
Zabójstwo Pechtelewej przez byłego chłopaka było tak makabryczne, że nawet w Rosji, gdzie przemoc wobec kobiet często pozostaje niezauważona, wywołało oburzenie mediów - napisał brytyjski "The Guardian".
- Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Próbowałem ją uspokoić. Próbowałem powiedzieć, że to nie jest on, że to przeróbka w Photoshopie. Szybko zdaliśmy sobie jednak sprawę, że to on - powiedział wujek Wiery Władimir Pechtelew, który musiał pocieszać matkę zamordowanej nastolatki, gdy ta dowiedziała się, że morderca jej córki jest na wolności.
Gdy Pechtelewowie zwrócili się do władz więziennych z oficjalnym wnioskiem o zlokalizowanie Kaniusa, powiedziano im, że został on przeniesiony do służby więziennej obwodu rostowskiego graniczącego z Ukrainą i zaginął.
Niezależni aktywiści i dziennikarze podkreślają jednak, że to typowa "zagrywka" w przypadku rosyjskich więźniów, którzy trafiają na front.
Nikt nie może nam powiedzieć, w jaki sposób został wypuszczony, nikt nie udzielił nam żadnej odpowiedzi. Żadnych wyjaśnień - dodał Pechtelew.
Nie jest jasne, czy Kanius nadal znajduje się w wojsku, ale Rosjanin żyje, gdyż publikuje kolejne wpisy w serwisie VKontakte. Jego konto opatrzone jest hasłem: "Nie ma czegoś takiego jak właściwy wybór, jest tylko wybór, którego dokonujesz i jego konsekwencje".
W lipcu Kanius odpowiedział na wiadomość z pytaniem o jego aktualny status i miejsce pobytu. Zażądał wtedy zapłaty w zamian za udzielenie odpowiedzi. Po czasie zablokował jednak konto przed nieznajomymi.