Brak samolotów i śmigłowców podczas poniedziałkowej parady w Moskwie z okazji Dnia Zwycięstwa unaocznił, zdaniem dziennikarzy "The New York Times", porażkę putinowskiej armii w tworzeniu nowoczesnych sił powietrznych. Od 76 dni Rosjanie nie są w stanie sparaliżować ukraińskiego lotnictwa, a sami ponoszą ciężkie straty. Trudno się temu dziwić z dwóch powodów.
Po pierwsze, jak opisuje dziennik, rosyjskie maszyny wykonują każdego dnia 200 do nawet 300 lotów bojowych. To dużo. Takie natężenie zwiększa ryzyko strat. Po drugie, ukraińscy obrońcy są doskonale doposażeni w broń przeciwlotniczą, także polskiej produkcji.
Co ciekawe, "The New York Times" podaje, że napastnicy zużyli dużą część swoich zapasów broni precyzyjnej. Chodzi m.in. o pociski manewrujące Kalibr, które chrzest bojowy przeszły podczas działań w Syrii. Według informacji dziennika, pochodzących rzekomo ze źródeł zbliżonych do Pentagonu, Rosjanie wystrzelali już większość broni precyzyjnej, dlatego często sięgają po przestarzałe bomby niekierowane, czyli tzw. dumb bombs.
Rosjanie mają problem? Są powody do optymizmu?
Pozostańmy jednak przy rakietowych pociskach kierowanych. Mowa tu o wspomnianych już Kalibrach, ale także mniej znanych pociskach Ch-101 czy Ch-555. W ubiegłym tygodniu, a dokładnie 2 maja, Pentagon informował, że Rosja wystrzeliła łącznie 2125 sztuk tego rodzaju pocisków, a także rakiet balistycznych Iskander. Liczba może robić wrażenie. Ekspert ds. broni rakietowej "Nowej Techniki Wojskowej" Marcin Niedbała przekonuje jednak, że diabeł tkwi w szczegółach. Ocenia, iż błąd może leżeć w założeniu oraz złej ocenie rosyjskiej doktryny wojskowej.
Rosjanie większości uzbrojenia precyzyjnego używają ze swojego terytorium. Podnoszą bombowce zdolne do przenoszenia tego rodzaju pocisków czy bomb, nie naruszając przestrzeni powietrznej Ukrainy, zrzucają ładunek i wracają. Mamy dowody na to, że wykorzystują do tego pociski Ch-29 i Ch-59. Ten drugi to rosyjski odpowiednik pocisku kierowanego AGM-84H/ K-SLAM. Jest to – mówię w uproszczeniu – pocisk Harpoon, tylko z głowicą telewizyjną, znaną z AGM-65 Maverick. Ch-59 to pocisk manewrujący, odpalany z samolotów lotnictwa taktycznego, czyli np. z bombowców taktycznych Su-34, mający ok. 200 km zasięgu – tłumaczy Marcin Niedbała w rozmowie z o2.pl.
Zdaniem eksperta, nie jest tak, że Rosjanie całkowicie nie używają broni precyzyjnej. Robią to, ale my widzimy tylko skutki i nie umiemy ze stuprocentową pewnością odpowiedzieć, co zostało użyte. Musimy polegać na przekazach ukraińskich oraz okresowo prezentowanych materiałach rosyjskich.
Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że obecnie konflikt toczy się w rejonie Donbasu, skąd pozyskanie materiałów fotograficznych czy filmowych jest trudniejsze niż z północy Ukrainy. Kłopot z użyciem wspomnianych rodzajów broni leży w innym miejscu. Rosjanie mają ogromny problem z doborem celów: dalekim rozpoznaniem, zwiadem i obrazowaniem, w tym satelitarnym (IMINT).
Skąd zatem wzięła się bardzo precyzyjna liczba 2125 odpalonych pocisków, podawana przez Amerykanów i Brytyjczyków? Rozmówca o2.pl podkreśla, że w pewnym momencie źródła zachodnie zaczęły podawać liczbę skomasowaną odpaleń pocisków różnych typów.
Pamiętajmy, że Amerykanie mają swoją konstelację satelitów SBIRS. Ich zadaniem jest wypatrywanie tzw. zdarzeń wysokoenergetycznych. Co to znaczy? Z założenia miały one ostrzegać przed odpaleniami balistycznych pocisków międzykontynentalnych, ale są na tyle wrażliwe, że potrafią "zobaczyć" rozbłyski startów silników rakietowych, które nie należą do broni międzykontynentalnej: wszelkiej maści Toczek, Iskanderów, S-300 i innych - mówi Niedbała.
Z tego powodu ekspert zaleca tonowanie nastrojów i dawkowanie optymistycznych prognoz. Podana przez Pentagon liczba 2125 pocisków nie oznacza, że Rosjanie odpalili ponad 2100 Iskanderów. W tej liczbie ujęte są, jak tłumaczy Marcin Niedbała, również te pociski rakietowe, których odpalenia mogą dostrzec satelity, w tym być może pociski Smiercz, a także pociski Buk, S-300 i inne.
Kwestia skali, czyli liczby nie kłamią
Niedbała przypomina, że do połowy marca Ukraińcy raportowali wystrzelenie przez Rosjan ok. 150 pocisków Iskander. Część po prostu spadła, nie trafiając w cel, a być może nawet pojedyncze pociski zostały przechwycone. Część dotarła jednak do celu. Oznacza to, że stopień zużycia środków dalekiego rażenia, przy takim natężeniu konfliktu, jest mały. Amerykanie byli w stanie odpalić 60 pocisków Tomahawk na pojedyncze lotnisko w Syrii. W przypadku konfliktu w Ukrainie największy atak bronią precyzyjną odnotowano na ośrodek szkoleniowy w Jaworowie, gdzie Rosja wysłała ok. 30 pocisków manewrujących.
Do ataku użyto co najmniej czterech bombowców, które musiały wystartować i odpalić pociski, a bombowiec Tu-95 przenosi ich osiem. Skala użycia broni precyzyjnej jest wielokrotnie mniejsza niż skala, w jakiej używają jej Amerykanie.
Dla lepszego zobrazowania problemu Marcin Niedbała sięga po przykład Polski. Nasz kraj posiada ok. 150 pocisków manewrujących różnych typów, m.in. słynne JASSM-y. Amerykanie mają ich ok. 5 tys. Docelowo planują posiadanie 7 tys. sztuk. Polska zaś ma najprawdopodobniej ok. 80 takich pocisków w dwóch wersjach. Różnica jest widoczna gołym okiem. Jak mówi ekspert, wynika z tego, że skala ma olbrzymie znaczenie.
Reasumując: nie zakładałem i nie zakładam, że niewielka liczba odpaleń wynika tylko z niewielkiej liczby pocisków. Pocisków kierowanych Ch-555 i Ch-101 Rosjanie powinni mieć sporo. Myślę, że może to po części wynikać z błędnych założeń, które legły u podstaw tej wojny - mówi dalej Marcin Niedbała.
O jakie błędne założenia chodzi? Np. o przydzielenie dowódcom wyższego szczebla pewnej ilości broni precyzyjnej, która była szykowana na "krótką, szybką wojnę". Tymczasem okazało się, że Rosjanie w Ukrainie ugrzęźli. Jeśli zaś mowa o pociskach Kalibr, to dochodzi jeszcze kwestia zdolności do odpaleń. A ta nie jest powalająca.
Okręty Admirał Essen i Admirał Markarow, które ostrzeliwują Kalibrami południe Ukrainy, mają po osiem komór pocisków pionowego startu. Tak samo jest z małymi okrętami rakietowymi Bujan-M, których w rejonie konfliktu jest nie więcej niż 5. Wynika z tego, że w każdym momencie Rosjanie mogą mieć w gotowości do wystrzelenia nie więcej niż około 50 pocisków Kalibr. Po wystrzeleniu okręt musi wrócić do portu i ponownie uzupełnić amunicję, a to trwa. Dla porównania: amerykańskie niszczyciele rakietowe dysponują 96 komorami wyrzutni pionowych dla różnorakich pocisków, w tym manewrujących Tomahawków. Dlatego to, co nadlatuje z rejonu Morza Czarnego, nazywa "kroplówką".
Iskander, czyli nie taki diabeł straszny
Najłatwiej Rosjanom prowadzić uderzenia Iskanderami. Jedna brygada składa się z 12 wozów. Na stanie brygady etatowo jest łącznie co najmniej 48 pocisków Iskander. Takich brygad Rosjanie mają w wojskach lądowych 12 lub 13. Tyle, że są one wyposażone w różne głowice: odłamkowe, burzące, kasetowe itd. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć, jakiego rodzaju pocisk został odpalony. Wiemy tylko, że zanotowane zostało odpalenie.
Zakładam ostrożnie, że od momentu wprowadzenia wyrzutni Iskander na wyposażenie wojsk rosyjskich, czyli od około 2010 roku, Rosjanie mogli wprowadzić ok. 1200 pocisków typu Iskander. Ale przecież produkują je także na eksport. To daje możliwość produkcyjną ok. 120 pocisków na rok. Przy czym, zaznaczam, to są jedynie spekulacje. Dla porównania, Amerykanie zakładają produkcję 550 JASSM-ów rocznie - ocenia Niedbała.
Przyjmując, że w ciągu dwóch miesięcy wojny Rosjanie odpalili 500 Iskanderów, mielibyśmy do czynienia z poważnym naruszeniem zapasów. Z jednym, ale poważnym, zastrzeżeniem: Rosjanie mają bazę technologiczną do produkcji podstawowych komponentów samodzielnie. Jednak według raportu opublikowanego przez RUSI, w pociskach manewrujących systemu Iskander, znanych jako 9M728, część komponentów elektronicznych, np. płytki, produkowano w USA. W przypadku złączy na sześ tylko jedno było produkcji rosyjskiej. Z kolei w przypadku dość nowoczesnego systemu przeciwlotniczego Tor-M2 zachodniej produkcji, były kluczowe komponenty radarów.
Sankcje rodzą problemy
Na dostawy technologii do Rosji nałożone zostały sankcje. Nie oznacza to jednak - jak przekonuje Niedbała - że z dnia na dzień Rosjanie stracą zdolności do produkcji. Nie będą jednak w stanie modernizować kompleksów rakietowych. W każdym zaawansowanym sprzęcie znajdują się komponenty z Zachodu. Rosjanie mogą oczywiście przejść na komponenty chińskie. Ale - po pierwsze - można mieć wątpliwości co do ich jakości. A po drugie - jest to rozwiązanie kosztowne i czasochłonne, a w dłuższej perspektywie spowoduje kolejne uzależnienie Rosjan od dostaw, tym razem z Chin.
Na koniec ekspert przypomina o jeszcze jednej ważnej kwestii, która jest kluczowa w przypadku posiadania tego rodzaju uzbrojenia. I ratuje życie wielu Ukraińcom.
Co z tego, że Rosjanie posiadają broń precyzyjną i pociski kierowane dalekiego zasięgu, jeśli mają ogromne problemy z ich użyciem? - pyta.
Jako przykładu używa myśliwca frontowego Su-34 - jednego z najnowocześniejszych w rosyjskim arsenale. Samolot ten ma zintegrowaną głowicę optoelektroniczną, umieszczoną między wlotami powietrza do silników. Tyle, że są dwa problemy.
Po pierwsze, ta głowica jest wysuwana i może poruszać się w bardzo niewielkim zakresie płaszczyzn. To niebywale ogranicza możliwość jej użycia. Po drugie, pojawiają się głosy że nie ma ona modułu termowizyjnego, co bardzo utrudnia, a w zasadzie uniemożliwia np. naloty w nocy. Polska, w naszych F-16, ma zasobniki systemu celowniczego Sniper-XR. Na Zachodzie tego rodzaju wyposażenie jest czymś normalnym. W Rosji, jak pokazuje wojna z Ukrainą, nie są one rutynowo stosowane - tłumaczy.
Do tego oczywiście dochodzi kwestia wykorzystania różnych maszyn dalekiego rozpoznania optycznego, radiolokacyjnego, walki radioelektronicznej. To one pozwalają na budowanie świadomości sytuacyjnej w tandemie z rozpoznaniem kosmicznym. Obecny konflikt pokazuje, że tego typu środków Rosjanom brakuje. Dodatkowo olbrzymie ilości danych rozpoznawczych powinny być obrabiane w odpowiednich ośrodkach analitycznych, i to w krótkim czasie, aby jak najszybciej zapewnić dowódcom świadomość sytuacyjną. Zamknięcie tej pętli rozpoznawczo-decyzyjnej jest trudne, ale kluczowe dla użycia uzbrojenia dalekiego zasięgu.
Dlatego powtórzę i podkreślę: nawet jeśli Rosjanie mają jeszcze zasoby broni precyzyjnej różnego szczebla i typów - od pocisków Iskander, przez Ch-555 i Ch-101, do Kalibrów - to mają też problem z efektywnym ich wykorzystaniem. Nie strzelają nimi "na ślepo", ale można mieć poważne wątpliwości co do realnego, efektywnego wykorzystania takiej broni w dużej skali na polu walki - podsumowuje Marcin Niedbała w rozmowie z o2.pl.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.