Polskie ręczne zestawy przeciwlotnicze "Piorun" stały się jednym z niespodziewanych hitów wojny w Ukrainie. Na początku lutego, trzy tygodnie przed najazdem Rosjan na naszego wschodniego sąsiada, minister Mariusz Błaszczak poinformował o dostawie tego sprzętu do Ukrainy.
Tam wyrzutnie przeszły swój chrzest bojowy. Ukraińscy żołnierze chwalili je, podkreślali, że "Pioruny" sprawdzały się w walce przeciwko rosyjskim śmigłowcom i samolotom bojowym. Wiadomo o co najmniej jednym samolocie szturmowym Su-25, zestrzelonym przy pomocy polskiego zestawu.
Prawdopodobnie także przy pomocy "Pioruna" udało się co najmniej trafić, a być może także zestrzelić, śmigłowiec uderzeniowy Mi-35. Dokładne informacje o skuteczności polskich zestawów podczas wojny w Ukrainie nie są jawne. Gromadzą je Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych, Sztab Generalny Wojska Polskiego, a prawdopodobnie także wojskowe spec-służby.
Wygląda na to, że po skutecznym sprawdzeniu pocisków przez wojska ukraińskie, więcej zestawów trafi do naszego wojska. Poinformował o tym minister obrony za pośrednictwem mediów społecznościowych. Mariusz Błaszczak podał, że dotychczasowe zamówienie sił zbrojnych zostanie zwiększone, a dostawy mają być rozłożone na kilka lat.
Czytaj też: "Paniczna ucieczka" Rosjan. Nagranie z drona
Rzecznik Agencji Uzbrojenia, płk Krzysztof Płatek dodał, że dotychczasowa umowa zawarta z dostawcą pocisków, firmą MESKO, zostanie aneksowana. Opiewała ona na 1,3 tys. pocisków i 420 mechanizmów startowych. Mechanizm startowy jest urządzeniem, które poprzez okablowanie przesyła sygnał do głowicy pocisku. Są to dane zebrane podczas identyfikacji celu, służące do naprowadzenia pocisku na cel, jak również impuls inicjujący odpalenie pocisku.
Czytaj też: "Paniczna ucieczka" Rosjan. Nagranie z drona
"Pioruny" mają na tyle dobrą opinię, że oprócz dostaw do Ukrainy wytwórca, czyli wspomniane już MESKO, podpisał umowę na sprzedaż kilkuset zestawów do Stanów Zjednoczonych.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.