Nagranie z relacją jednego z rosyjskich wojskowych opublikował na Twitterze polityk i dziennikarz Anton Heraszczenko. Mężczyzna w filmie relacjonuje, że podpisał kontrakt 15 października, a już 23 października przewieziono go w okolice Makiejewki w obwodzie donieckim. Tymczasem "na papierach" widnieje informacja, że stacjonuje w rosyjskim mieście Czebarkul. Czyżby Rosja utrzymywała, że jej żołnierze nie opuszczają kraju? Wyjaśnień tego może być wiele - od zatajenia, ile oficjalnie wojsk stacjonuje na froncie po pozbawienie rodzin możliwości transportu zwłok bliskich czy też wynagrodzenia za to, że zginęli oni za granicą. To jednak nie koniec tego, na co żalił się żołnierz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Poszedł do wojska dla pieniędzy?
Mówi się, że w wojsku walczy się dla ojczyzny i jej bezpieczeństwa. Jednak Rosjanie, których granice państwa są bezpieczne, a którzy wciąż mają chrapkę na ziemie sąsiednie, nie mają takich rozterek. Nic więc dziwnego, że wśród nich nie brakuje takich, którzy mundur zakładają wyłącznie z pobudek ekonomicznych. Najwidoczniej tak jest i tym razem.
Za październik otrzymałem 9 tys. rubli (niecałe 569 zł, przyp.red.) a za listopad 19 tys. rubli (ok. 1200 zł - przyp.red.) - żali się mężczyzna w nagraniu.
Tu nie chodzi o pieniądze. Ale państwo nam obiecało. Powiedzieli, że wszyscy będą opłaceni - dodaje mężczyzna.
Czytaj także: Rosjanka nagrana. "Nikt nie przeżyje, wszyscy umrą"
Wszystkie narzekania rosyjskich żołnierzy, jakie trafiają do internetu, są traktowane z przymrużeniem oka. Bo choć często nie można odmówić racji tym, którzy narzekają na stary sprzęt lub przeterminowane jedzenie, to jednak większość komentujących nie współczuje ludziom, którzy poszli walczyć dla Putina.
To naprawdę go zaskakuje po tylu latach, odkąd Putin sprawuje władzę? - zauważa jeden z internautów.
Bohater nagrania dodaje, że podczas gdy on walczy na froncie, inni siedzą w bazach wojskowych na terenie Rosji i także dostają wynagrodzenie.