Historia ukraińskiego weterana, który chciał odbyć podróż z Tel Awiwu do Warszawy, poruszyła internautów na całym świecie.
Mężczyzna został zmuszony do opuszczenia samolotu w Izraelu, choć błagał załogę, by pozwoliła mu lecieć do Polski. Wracał do domu, do swoich bliskich. Pracownicy węgierskiej taniej linii nie pozwolili mu na lot i po kilkudziesięciu minutach sporu wyprowadzili mężczyznę z maszyny.
Dlaczego nie pozwolono mu lecieć? Mężczyzna nie mógł zająć swojego miejsca. Jak mówił, na wojnie stracił nogę. Z nagrania wynika, że proteza zajmuje za dużo miejsca i uniemożliwiła mu siedzenie na stosunkowo ciasnym fotelu samolotowym. Z kolei pilot odmówił startu ze stojącym pasażerem na pokładzie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Cała sytuacja nabrała rozgłosu. Wysłaliśmy do WizzAira maila z prośbą o komentarz, jednak do tej pory nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Linie lotnicze wydały za to specjalne oświadczenie, w którym wyjaśniają decyzję załogi samolotu. Przewoźnik tłumaczy się koniecznością zadbania o komfort lotu oraz bezpieczeństwo wszystkich pasażerów. I przypomina, że może odmówić komuś wpuszczenia na pokład.
Bezpieczeństwo jest dla nas priorytetem. Obowiązkiem załogi jest upewnienie się, że wszyscy pasażerowie są zdolni do lotu - tłumaczy WizzAir.
Internauci są oburzeni reakcją węgierskiej linii lotniczej i mętnym tłumaczeniem. Wszak osoby z niepełnosprawnościami czy te, które poruszają się o kulach, podróżują samolotami na całym świecie. Nie brakuje głosów żądających dokładniejszych wyjaśnień. Największe emocje budzi ostatni fragment oświadczenia:
Mężczyzna został zaopatrzony w wodę i znaleziono mu miejsce do siedzenia na lotnisku - tłumaczył WizzAir sytuację weterana.
Czy butelka wody i krzesło wystarczą, by zostawić niepełnosprawnego tysiące kilometrów od domu? Ukrainiec w Tel Awiwie był leczony z ran, które odniósł na polu walki. Do domu wracał po długiej rozłące, wiózł prezenty dla bliskich. Teraz ma już pewność, że z węgierskim przewoźnikiem do celu może nie dotrzeć.